Świeccy a liturgia

Zdjęcie: Eric Terrade / Unsplash

26 września 2022

W ostatnim czasie w katolickich mediach bardzo często pojawia się temat roli świeckich w Kościele. Ma to oczywiście związek z synodem o synodalności, który trwa i którego pierwsze owoce już zbieramy w postaci syntez lokalnych i ogólnopolskich. Synod być może po raz pierwszy na tak dużą skalę dał możliwość wypowiedzenia i nazwania doświadczeń współczesnego Kościoła. Refleksja ta nie może ominąć również liturgii i zaangażowania osób świeckich w jej celebrację.

 

Współczesny człowiek ma ogromną potrzebę zaznaczania swojej odrębności i wyjątkowości. Wydaje się, że nie ma w tym nic złego, bo każdy z nas został przez Boga stworzony jako niepowtarzalny i każdy z nas otrzymał jakieś unikalne powołanie. Coraz częściej jednak, choć lubimy używać sformułowania „jedność w różnorodności”, tę jedność rozbijamy poprzez przeciwstawianie swoich odrębności.

Liturgia niektórym jawi się jako przestrzeń wyrażenia siebie. Jednak nie taki jest cel liturgii. W 1947 roku papież Pius XII wydał encyklikę o liturgii Mediator Dei, która wielu współczesnych czytelników mogłaby wprawić przynajmniej w zakłopotanie. Chociażby dlatego, że rozdział trzeci tej encykliki nosi tytuł Liturgia podlega przepisom hierarchii kościelnej – a przecież „hierarchia” kojarzy się z rozróżnieniem na ważniejszych i mniej ważnych… Co więcej, w tym rozdziale nie ma ani słowa o uczestnictwie świeckich w liturgii, natomiast została tam podkreślona rola wyświęconego kapłana, który posiada swego rodzaju władzę. Jednak na samym początku tego dokumentu czytamy bardzo ważne słowa:

Zasadniczy obowiązek człowieczy polega niewątpliwie na tym, aby każdy zwracał siebie i swe życie ku Bogu. „Z Nim przede wszystkim winniśmy się łączyć jako z nieustannym początkiem, ku Niemu winna kierować się wytrwale nasza wola, jako ku ostatecznemu celowi. Jego tracimy przez grzeszne zaniedbanie, Jego winniśmy odzyskiwać przez wiarę i ufność” (ST, II-II, q. 81, a 1). Wtedy zaś człowiek kieruje się prostą drogą ku Bogu, gdy uznaje Jego Najwyższy Majestat i najwyższą Jego nauczycielską władzę, gdy przyjmuje ulegle objawione przezeń prawdy i poddaje się z religijnym uszanowaniem jego przykazaniom; krótko mówiąc, gdy składa Bogu Jedynemu i Prawdziwemu należytą cześć i hołd przez cnotę religii. (MD, 6)

Potrzeba nawrócenia

Doświadczenie synodu i wszystkie syntezy są ogromną szansą, ale i pewnym zagrożeniem. Zagrożeniem – jeżeli nasze przeżywanie wiary, celebracji liturgicznej zostałoby skoncentrowane wyłącznie na nas samych i sprowadzone do ekspresji naszej wiary; jeśli byłoby zwracaniem się nie ku Bogu, lecz ku sobie. Szansą – jeżeli razem jako Mistyczne Ciało Chrystusa zwrócimy się ku Bogu i poszukamy wspólnej drogi ku Temu, który jest naszą Głową. Dlatego pierwsze pytanie, które musimy postawić sobie wszyscy – tak duchowni, jak i świeccy – brzmi: czy naprawdę chcemy całe swoje życie zwrócić ku Bogu, wsłuchiwać się w Jego głos i temu głosowi nasze życie podporządkować, czy może chcemy tworzyć religię, w której to człowiek odgrywa pierwszoplanową rolę?

Naiwnym pragnieniem byłaby próba zlikwidowania hierarchii, czyli pewnego porządku rzeczywistości. Ważniejszym wydaje się nawrócenie i przywrócenie hierarchii jej właściwej roli. Hierarchię widziałbym raczej nie jako porządek wstępujący czy zstępujący, który naturalnie rodzi podział na lepszych i gorszych, ale jako szereg, gdzie wspólnie, każdy w swojej misji i powołaniu, idziemy do Chrystusa.

Odpowiedź na powyższe pytanie będzie kluczowa w odkrywaniu miejsca każdej i każdego z nas we wspólnocie Kościoła, a więc także w zgromadzeniu celebrującym liturgię. Doświadczenie świętych wszystkich stanów Kościoła uczy, że nawrócenie się, czyli zwrócenie całego swojego życia ku Bogu i rozpoznania swojego miejsca w Kościele, jest warunkiem rozwoju osobistej świętości. Można tu wspomnieć o duchownych, np. świętych ojcach Dominiku (kapłanie) i Franciszku (diakonie). Także o świętych zakonnicach, np. Teresie z Lisieux, która odkryła i przyjęła swoje powołanie. Dzisiaj jest doktorem Kościoła! Natomiast choćby Piotr Jerzy Frassati, Hanna Chrzanowska i Natalia Tułasiewicz są doskonałymi przykładami świeckich świętych, którzy w pełni zrealizowali swoją misję we wspólnocie.

Naiwnym pragnieniem byłaby próba zlikwidowania hierarchii, czyli pewnego porządku rzeczywistości. Ważniejszym wydaje się nawrócenie i przywrócenie hierarchii jej właściwej roli. Hierarchię widziałbym raczej nie jako porządek wstępujący czy zstępujący, który naturalnie rodzi podział na lepszych i gorszych (więc może słowo „hierarchia” należałoby zastąpić innym, np. „ordo”?), ale jako szereg, gdzie wspólnie, każdy w swojej misji i powołaniu, idziemy do Chrystusa. Wtedy jesteśmy w stanie wypełnić słowa, które skierował do nas św. Piotr: „Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał” (1 P 4,10).

Mnogość darów

A zatem ważny jest dar, „jaki każdy otrzymał…” – słowa te wydają się kluczowe. Daru łaski, który otrzymałem jako prezbiter, nie otrzymała pani Teresa, która zawsze podczas liturgii siedzi w trzeciej ławce, a po Mszy pobożnie odmawia kolejny różaniec. Z kolei ja nie dostałem tego daru, który ma pani Teresa – kochająca babcia, miłośniczka modlitwy różańcowej. Często jednak tego nie rozumiemy i chcielibyśmy mieć wszystko. Nasze kompleksy i cierpienia biorą się często z tego, że nieustannie z każdym się porównujemy, zazdrościmy innym lub, co gorsza, uważamy się za lepszych. Te mechanizmy dotknęły również wspólnotę Kościoła, a przecież Chrystus wielokrotnie przestrzegał przed porównywaniem się i wynoszeniem nad innych.

Mnogość darów, które otrzymujemy, ma swój wyraz również w celebrowaniu liturgii, szczególnie Eucharystii, w której najpełniej objawia się fakt, że Chrystus jest realnie obecny nie tylko w Najświętszym Sakramencie, Słowie Bożym czy celebransie, ale także w celebrującej wspólnocie. Dlatego rola świeckich uczestniczących w liturgii (celowo nie piszę „uczestników”) jest wręcz konstytutywna. Dlatego Mszał rzymski, idąc za Kodeksem Prawa Kanonicznego, mówi: „Mszę bez usługującego lub bez obecności przynajmniej jednego wiernego można celebrować tylko ze słusznej i rozumnej przyczyny” (OWMR, n. 254, por. kan. 906 CIC). Tak jak nauczanie Kościoła przypomina, że nie można celebrować Eucharystii bez wyświęconego kapłana, tak też nie powinno się jej sprawować bez ludu w niej uczestniczącego. Taki też był zamysł reformy liturgicznej, która w Konstytucja o liturgii świętej Sacrosanctum concilium przypomina, że „czynności liturgiczne należą do całego Ciała Kościoła, uwidaczniają je i na nie oddziałują. (…) Ilekroć obrzędy, stosownie do ich własnej natury, wymagają odprawiania wspólnego z obecnością i czynnym uczestnictwem wiernych, należy podkreślać, że o ile to możliwe, ma ono pierwszeństwo przed odprawianiem indywidualnym i niejako prywatnym” (SC, 26–27).

Nie oznacza to jednak, że w liturgii każdy może robić wszystko. Duch Święty obdarza nas poszczególnymi charyzmatami, aby nasze zgromadzenie było pełne. Dlatego konstytucja mówi dalej o tym, że „w odprawianiu liturgii każdy spełniający swą funkcję, czy to duchowny, czy świecki, powinien czynić tylko to i wszystko to, co należy do niego z natury rzeczy i na mocy przepisów liturgicznych” (SC, 28). Jest to ważny punkt, ponieważ pokazuje, że w liturgii nie ma podziału na lepszych i gorszych, ale każdy ma czynić tylko to – ale i „wszystko to”! – do czego jest powołany.

Ku pełni

Przetłumaczenie Mszału, wyodrębnienie z niego kolejnych ksiąg liturgicznych, jak np. lekcjonarza do odczytywania czytań, zwrócenie kapłana w stronę ludu, itd. miało pogłębić i wzmocnić uczestnictwo świeckich w liturgii, a więc i jedność wspólnoty Kościoła. Czy tak się stało?

Być może widząc tytuł tego artykułu, czytelnik miał nadzieję, że znajdzie w nim wykaz pewnych nadużyć liturgicznych ze strony świeckich lub gruntowny opis różnych funkcji i posług, które świeccy mogą podejmować. I na taki tekst przyjdzie czas. Jednak kiedy zastanawiamy się nad rolą świeckich w liturgii, najpierw musimy zrozumieć, na czym polega „podział”. A skoro jest „podział” – to też musimy dobrze zrozumieć, co nas łączy.

Pamiętam, jak pewien mój współbrat powiedział kiedyś na modlitwie powszechnej: „Módlmy się za was ludzi i za nas braci…”. Można się oburzyć na te słowa, ponieważ czasami ten podział automatycznie oznacza dla nas przeciwstawienie. Tymczasem podział w Kościele nie ma nas sobie przeciwstawiać, lecz prowadzić do wzajemnego uzupełniania się ku pełni – ku Chrystusowi.

Był czas, kiedy w kontekście celebracji od wiernych oczekiwało się – mówiąc w dużym uproszczeniu – słuchania, a wszystkie czynności podczas Mszy Świętej wykonywał kapłan wraz z ministrantami. Do odprawienia takiej Mszy wystarczała jedna książka – Mszał, w którym było wszystko od modlitw przez czytania do przepisów i norm. Ksiądz był de facto samowystarczalny. Ale przetłumaczenie Mszału, wyodrębnienie z niego kolejnych ksiąg liturgicznych, jak np. lekcjonarza do odczytywania czytań, zwrócenie kapłana w stronę ludu, itd. miało pogłębić i wzmocnić uczestnictwo świeckich w liturgii, a więc i jedność wspólnoty Kościoła. Czy tak się stało?

Dlatego pierwszoplanowe jest pytanie, które zadałem na początku tekstu: czy chcemy w liturgii zrealizować siebie i swoje wizje, czy chcemy iść za Chrystusem? Musimy sobie je zadawać i jako świeccy, i jako duchowni. Bez tego nawet najbardziej spójne i dobre refleksje na temat wspólnoty Kościoła nie będą miały znaczenia. Drugą rzeczą jest konieczność odkrycia, że potrzebujemy siebie nawzajem. Bardzo dobrze pokazuje to modlitwa wypowiadana zaraz po ofiarowaniu darów. Kapłan mówi wtedy do ludu: „Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg, Ojciec Wszechmogący”, a lud odpowiada: „Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego”. W obu tych modlitwach mocno wybrzmiewa podział – „moją” i „waszą”. Ale ten podział nie mówi: „bardziej moją, a mniej waszą”, lecz niejako: „zgodnie z naszym powołaniem”. Kapłan, by móc w pełni godziwie tę ofiarę złożyć, potrzebuje wstawiennictwa świeckich. Kiedy modlą się nad nim, niejako mówią kapłanowi: „Jesteś nasz i chcemy, byś czynił to, co chce Kościół (czyli my!), w naszym imieniu”. Wypowiadając te słowa, świeccy pokazują, że tego kapłana także potrzebują, a bez niego nie pójdą dalej. Potem w obrzędach Komunii świętej mocniej wybrzmiewa głos ludu, który odmawia modlitwę Ojcze nasz, a potem doksologię: „…bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. A nasza jedność w tej różnorodności objawia się wtedy, gdy razem, lecz indywidualnie, wypowiadamy słowa: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja” i przystępujemy do Komunii świętej.

* * *

Różne są dary łaski, różne charyzmaty, ale aby zacząć je rozeznawać i z nich korzystać, musimy najpierw odkryć, że jesteśmy jednym Mistycznym Ciałem i potrzebujemy siebie nawzajem. Jesteśmy wszyscy tak samo ważni. Ale najważniejszy jest Bóg.

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.