Zakochany mistyk
Życie Ojca Pio jest fenomenem, który jednych przyciąga, inspiruje i nawraca, innych – odpycha. Żeby pojąć jego duchową wielkość i ją docenić, należy poznać kobietę, która za nim stała. Tajemnicą skuteczności ojca Pio w nawracaniu nie było umiejętne dialogowanie ze światem, lecz podążanie za konkretnym wzorem pokory i miłosierdzia.
Mówił do Maryi: „Mateńko”, „Piękna Pani Matko”, „Pocieszycielko”. Ojciec Pio darzył Matkę Bożą – rzec by można – niebosiężną synowską miłością, wyjątkowo subtelną i tkliwą. Bywało, że zbyt natarczywie dopytywany o Maryję, ujawniał swoje dla Niej uwielbienie poprzez niemożność przekazania słowami Jej dobroci i piękna – szybko pojawiało się wzruszenie i serdeczne łzy… Rozumiał, jak wielkiej czci i miłości jest godna i cierpiał, że poza Ojcem i Synem, świat, a także i on sam miłują Ją niedostatecznie.
Ojciec Pio rozumiał obecność Maryi w perspektywie Bożego planu zbawienia. Jako mistyk, jako stygmatyk, który od dzieciństwa osiągał nadprzyrodzone stany duchowe oraz posiadał wiedzę i przywileje właściwe błogosławionym i świętym – bogaty w charyzmaty: bilokacji, osmogenezy, telestezji, czytania w ludzkich duszach, znajomości języków, proroctwa, uzdrawiania – miał pewność, że Maryja jest drogą prowadzącą do Chrystusa i do wieczności. Sam oddał Jej swoje życie. Otrzymał od Boga poznanie swojego wyjątkowego posłannictwa – wiedział, że został powołany do współdziałania i współcierpienia w dziele odkupienia. Jego życiową misją stało się zatem gorliwe staranie o przyprowadzenie do Jezusa, do – jak Go nazywał – „oddanego i serdecznego Przyjaciela”, jak najliczniejszego grona grzeszników. A to mogło się realizować tylko przez Mateńkę i przy Jej prowadzeniu. Był przeświadczony, że „musimy uczynić wielki wysiłek, podobnie jak wiele wybranych dusz, aby Ją naśladować, aby iść blisko Niej, od czasu, gdy nie ma innej drogi życia z wyjątkiem drogi, którą udeptała nasza Matka”[1]. W żarliwym zatroskaniu o duszę każdego człowieka napisał do swojego kierownika duchowego, ojca Agostino de San Marco in Lamis: „Chciałbym mieć tak mocny głos, bym mógł wzniecić w duszach wszystkich grzeszników świata miłość do Panny Najświętszej. Skoro jednak nie jest to w mojej mocy, modliłem się i nie przestanę się modlić do mego kochanego Anioła Stróża, żeby wyświadczył mi tę przysługę”[2].
(Nie)codzienne wizyty
Niestety nie tylko niebo przychodziło do Świętego. Przede wszystkim nocą, lecz także za dnia, Szatan burzył jego dziecięcy spokój. Diabeł nachodził Ojca Pio aż do śmierci z siłą odzwierciedlającą wielkość jego osiągnięć na polu walki o ludzkie dusze.
Wszystko zaczęło się w roku 1892 przed ołtarzem parafialnego kościoła pw. Matki Boskiej Anielskiej w Pietrelcinie. Tam jako pięciolatek (ur. 25.05.1887 roku) mały Francesco odczuł pragnienie poświęcenia się Bogu całkowicie. Wtedy – jak sam później napisał – „nad wielkim ołtarzem ukazało się Serce Pana Jezusa i uczyniło znak, bym się zbliżył do ołtarza. Jezus położył rękę na mej głowie, pragnąc w ten sposób powiedzieć, że podoba Mu się to moje postanowienie ofiarowania się i poświęcenia Jemu i Jego miłości. Po tym wszystkim poczułem się umocniony i doświadczyłem, że wzrosła we mnie możliwość miłowania Go i oddania Mu się całkowicie”[3]. Jezus powoli przygotowywał to wyjątkowe dziecko do wyznaczonych mu zadań. By jednak mogło je unieść, powierzył je opiece Swojej Matki. Rozpoczęły się nadprzyrodzone spotkania małego Francesco z Jezusem i Najświętszą Maryją Panną, a także św. Franciszkiem, Michałem Archaniołem, Aniołem Stróżem… Ten ostatni zresztą był częstym towarzyszem zabaw przyszłego Świętego. Francesco nie opowiadał o niezwykłych wizytach nikomu. Zapytany po latach, dlaczego zachowywał je w tajemnicy, odpowiedział prosto, że nic wówczas nie mówił, ponieważ był przekonany, że każdy człowiek widział kiedyś Maryję, że każdy tego doświadczył przynajmniej w dzieciństwie.
Niestety nie tylko niebo przychodziło do Świętego. Przede wszystkim nocą, lecz także za dnia, Szatan burzył jego dziecięcy spokój. Diabeł nachodził Ojca Pio aż do śmierci z siłą odzwierciedlającą wielkość jego osiągnięć na polu walki o ludzkie dusze. Zdemaskował się zły i przyznał do swojej bezradności wobec starań kapucyna pewnego dnia w San Giovanni Rotondo. Ustami opętanego mężczyzny wykrzyczał, że pokora tego zakonnika przeraża go tak samo jak pokora Archanioła Michała.
Piękna Pani Matka
Pokora oraz miłosierdzie stanowiły dla Ojca Pio najważniejsze cnoty leżące u podstaw każdego innego dobra. Porównywał je do dwóch najważniejszych strun w instrumencie, najniższej i najwyższej, między którymi znajdują się pozostałe. Uważał, że dusza chcąca rozwijać te cnoty powinna czerpać natchnienie ze sposobu bycia Maryi. Mówił: „Przyjrzyj się ogromnej pokorze Matki Bożej, naszej Matki. Im bardziej była wypełniona niebieskimi darami, tym bardziej się uniżała, tak że w chwili, kiedy zstąpił na Nią Duch Święty i uczynił Ją Matką Syna Bożego, mogła powiedzieć: «Oto ja, służebnica Pańska»”[4].
Święty miał także niezachwianą pewność, że jest Ona miłosierną Pośredniczką w wypraszaniu próśb, dlatego tym, którzy dziękowali mu za otrzymane łaski niezmiennie powtarzał: „Podziękuj Madonnie!”. Jednej z duchowych córek wyjaśnił: „Powinnaś myśleć, że Jezus, źródło żywej wody, nie może dotrzeć do nas bez kanału: kanałem jest Maryja. Jezus nie przychodzi do nas inaczej jak tylko przez Dziewicę”[5].
Był pod ogromnym wrażeniem niebiańskiej urody Pięknej Pani Matki. Pewnego razu w ekstatycznym uniesieniu przeżywanym w obecności kierownika duchowego zawołał: „Ach, Mateńko piękna, Mateńko droga, jesteś piękna…Gdyby nie było wiary, ludzie nazwaliby Ciebie boginią… Twoje oczy są bardziej jaśniejące niż słońce…, jesteś piękna, Mateńko, uwielbiam Cię, kocham cię…”[6].
Mocno trzymał się Jej ręki, a o ich bliskości świadczy także liczba wciąż przesuwanych w palcach paciorków różańca. Był wielkim propagatorem tej prostej modlitwy. Zachęcał, by odmawiać ją w prostocie serca i w cierpliwym zaufaniu oczekiwać „rosy z nieba”. „Szatan stara się zawsze niszczyć tę modlitwę, ale nigdy mu się to nie uda. Madonna jej nas nauczyła, tak jak Jezus nauczył nas Ojcze nasz”[7]. Modlił się na różańcu nieustannie, odmawiając dziennie trzydzieści, czterdzieści pełnych koronek. „Jak to możliwe?” – pytali współbracia. Wtedy odpowiadał, że może robić trzy rzeczy jednocześnie: modlić się, spowiadać i wędrować po świecie.
Reflektor XX wieku
Pielgrzymi pragnęli jego błogosławieństwa, uzdrowienia, uwolnienia z nałogów, rozwiązania problemów. Najczęściej jednak przychodzili po sakrament pojednania, by potem, podczas sprawowanej przez zakonnika Mszy Świętej, unieść się duchowo do nieba.
Mówił, że „sam dla siebie jest tajemnicą”. Bóg utrzymywał go przy życiu wbrew prawom natury. Naznaczony pięcioma nieustannie krwawiącymi ranami Chrystusa, poruszający się w mistycznym bólu, z rozżarzonym sercem zespolonym z Sercem Zbawiciela, często chorujący, gorączkujący tak wysoko, że temperatura jego ciała nie mieściła się na skali termometru, atakowany przez złe moce, a także oficjeli Kościoła, odrzucających jego wtajemniczenie, przez całe swe życie dźwigał krzyż razem z Jezusem. Umacniany przez Pocieszycielkę znosił ten ciężar gorliwie i dziękował Bogu za to, że w ręce swojej Matki złożył trud jego codziennych zmagań.
Do małego apulijskiego sanktuarium w San Giovanni Rotondo, w którym mistyk spędził ponad pięćdziesiąt lat (od 1916 do 1968), przybywali ludzie z bliska i z daleka. Pielgrzymi pragnęli jego błogosławieństwa, uzdrowienia, uwolnienia z nałogów, rozwiązania problemów. Najczęściej jednak przychodzili po sakrament pojednania, by potem, podczas sprawowanej przez zakonnika Mszy Świętej, unieść się duchowo do nieba. Przyjeżdżali tu także ciekawscy, chcący tylko pooglądać stygmatyzowanego kapucyna, a w obliczu jego tajemnicy i bogactwa łaski najczęściej stawali się jego duchowymi dziećmi. Spotkania z Ojcem Pio zmieniały ich życie. Mówiono, że jest „reflektorem XX wieku”.
Ojciec Pio nie oszczędzał siebie. Jego codzienność w murach klasztoru, tocząca się między celą, konfesjonałem i ołtarzem, wypełniona była ponadludzką pracą dla zbawienia zagubionych dusz. Z taką samą mocą, z jaką kochał Maryję i Jej Syna, nienawidził grzechu. Dlatego największym miejscem jego apostolstwa był konfesjonał. Ojciec Pio spowiadał po dwanaście, a bywało, że i dziewiętnaście godzin na dobę. I zawsze nim rozpoczął posługę udzielania sakramentu pokuty, modlił się przed wizerunkiem Maryi. Prosił, by towarzyszyła mu w konfesjonale. Był kierownikiem duchowym ogromnej liczby swych duchowych dzieci, z którymi także prowadził korespondencję. Doświadczając codzienności naznaczonej bólem, jak nikt rozumiał cierpiących, zainicjował zatem budowę szpitala, który nazwał Domem Ulgi w Cierpieniu.
Celebrację Mszy Świętej rozpoczynał o świtaniu, o piątej rano, a odprowadzającą go do ołtarza była najpiękniejsza Jutrzenka – Maryja. W liście z 1 maja 1912 roku napisał do ojca Agostino: „Biedna Mateńka, jak bardzo mnie kocha! Stwierdziłem to ponownie na początku tego cudownego miesiąca. Z jaką wielką troską towarzyszyła mi do ołtarza dziś rano. Wydawało mi się, że nie myślała o niczym innym tylko o mnie samym, napełniając mnie wszystkimi świętymi uczuciami[8]”. Mateńka zjawiała się także w jego celi. Na pytanie, czy tam czasami go odwiedza, odpowiedział: „Czasami?…Zawsze!” – „Matuchna jest zawsze ze mną”.
* * *
Przywileju bliskości, wręcz zażyłości z Jezusem, Jego Matką i „obywatelami nieba” Ojciec Pio nie przełożył na naukowe prace teologiczne czy mariologiczne, z których my, wciąż docześni, zapewne zaczerpnęlibyśmy wiedzy jeszcze dla nas tajemnej. Miał inne dla nas przesłanie. By doświadczyć, pośród ułudy naszej współczesności, tej ożywczej miłości płynącej z Matczynego Serca i prowadzącej wprost do Syna, wystarczy posłuchać jednej rady świętego. Krótkiej, prostej wskazówki, którą pozostawił nam w przeddzień swojej śmierci: „Kochajcie Matkę Najświętszą i starajcie się, aby inni też Ją pokochali. Zawsze odmawiajcie różaniec”[9].
[1] N. Castello, S. M. Manelli, Dobra Pani Ojca Pio, Warszawa 2002, s. 149.
[2] Święty Ojciec Pio – Cudotwórca, red. F. M. Kalvelage FI, Sandomierz 2008, s. 120.
[3] Z. Ziółkowski, Święty Ojciec Pio i Jan Paweł II w nurcie Bożego miłosierdzia, Warszawa 2005, s. 21.
[4] Chwile ciszy z Ojcem Pio, red. P. Treece, Warszawa 2001, s. 136.
[5] N. Castello, S. M. Manelli, Dobra Pani Ojca Pio, dz. cyt. s. 158.
[6] Tamże, s. 142.
[7] Tamże, s. 186-187.
[8] Tamże, s. 158-159.
[9] Święty Ojciec Pio – Cudotwórca, dz. cyt.
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.
Pierwodruk: Agata Suszczyk, Odmawiajcie różaniec, „Tota Tua” 9/2021 (5).