Do szaleństwa

św. Stanisław Papczyński

23 maja 2022

Postanowił o Nią zawalczyć wbrew rozsądkowi – zakochani wszak tracą rozum. Miłość do Maryi uczyniła go więźniem współbraci i ostatecznie spowodowała opuszczenie przezeń zakonu pijarów. Święty Stanisław Papczyński – słaby uczeń, utalentowany pedagog, wrażliwy prorok.

 

Ryzyko poronienia pojawiło się już w pierwszych tygodniach ciąży. Lekarze zdołali mu zapobiec, lecz wkrótce serce maluszka przestało bić. Badanie powtórzono, ale wynik był ten sam – ciąża obumarła. Na trzy dni później wyznaczono termin łyżeczkowania, o ile wcześniej nie dojdzie do naturalnego poronienia. Trzy dni żałoby przepłakane w poduszkę…

W dniu zabiegu lekarz wykonał jeszcze raz badanie USG i okazało się, że serce bije, a dziecko nieco urosło. Nie dowierzając wynikowi, zmienił aparat do badań, ale skutek był ten sam. Maleństwo żyło. Po pewnym czasie jego rodzice dowiedzieli się, komu zawdzięczają tę nieprawdopodobną zmianę. Otóż ojciec chrzestny matki, usłyszawszy, co się u niej dzieje, zaczął odmawiać nowennę za wstawiennictwem bł. Stanisława Papczyńskiego w intencji utrzymania jej ciąży. Potem w modlitwę włączyła się cała rodzina. Dziecko urodziło się zdrowe i prawidłowo się rozwija. Ten właśnie cud został wskazany przy kanonizacji bł. Stanisława, człowieka do szaleństwa zakochanego w Niepokalanej.

Trudne początki

W szkole radził sobie bardzo słabo. Wydawało się, że syn kowala z Podegrodzia pójdzie w ślady swego ojca, podejmując pracę w kuźni lub na własnym gospodarstwie, bo nauka czytania i pisania szła mu zdecydowanie kiepsko. Pewnie przepłakał niejedną noc po tym, jak zaczął edukację w parafialnej szkole. Jeśli jednak czegoś pragnął, był niesłychanie konsekwentny w dążeniu do celu. Świetnie oddaje to wskazówka, którą zapisał wiele lat później w jednym ze swoich licznych dzieł: „Nie bój się żadnej trudności w sprawach dotyczących miłości Boga. Miłość bowiem pokonuje wszystko, bo moc miłowanego wszystko może uczynić, której miłującym nigdy nie zwykło brakować”[1]. Wtedy, na początku swojej drogi, nie poddał się, a ostatecznie stał się jednym z najbardziej znanych uczonych Rzeczpospolitej XVII wieku.

U pijarów mógł realizować swój talent retoryczny oraz pedagogiczny – któż lepiej radzi sobie z kształceniem innych niż ktoś, kto sam musiał pokonać wiele trudności!

Kiedy skończył wstępną edukację, rodzice postanowili go ożenić, znaleźli mu nawet posażną kandydatkę. Stanisław jednak miał już wtedy zajęte serce – oddał je „na przepadłe” Matce Bożej i z tego powodu zdecydował się na życie konsekrowane. Początkiem jego głębokiej maryjności był cud, którego doświadczył. Otóż mając osiemnaście lat, próbował się dostać do kolegium jezuickiego we Lwowie. Nie przyjęto go, zapewne z braku pieniędzy na naukę. Papczyński, wtedy jeszcze Jan, próbował więc dorabiać korepetycjami. Niestety, jego starania przerwała ciężka choroba, z którą mierzył się samotnie, bo rodzina została w dalekim Podegrodziu koło Starego Sącza. Uzdrowienie z cierpienia wiązał ze szczególnym wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny, której postanowił wtedy oddać swoje życie. Dlatego właśnie, wybierając zakon, skierował się do Zakonu Kleryków Regularnych Ubogich Matki Bożej Szkół Pobożnych, czyli pijarów. Mógł tam także realizować swój talent retoryczny oraz pedagogiczny – któż lepiej radzi sobie z kształceniem innych niż ktoś, kto sam musiał pokonać wiele trudności! Warto wspomnieć, że podręcznik retoryki autorstwa świętego, Zwiastun królowej sztuk, stał się w kolejnych dziesięcioleciach klasyczną pozycją w szkołach pijarskich i nie tylko tam.

Więzień sumienia

Jan Papczyński przyszedł na świat 18 maja 1631 roku w Rzeczpospolitej, która od kilkudziesięciu lat cieszyła się pokojem i dobrobytem. Jego dorosłe lata przypadają zaś na okres kolejnych wojen – począwszy od 1648 roku i powstania Chmielnickiego kraj nieustannie nękany jest najazdami, jeśli nie Szwedów, to Turków lub Moskali. Całe życie zakonne przyszłego świętego nosi na sobie ślad tych wydarzeń. Do zakonu został przyjęty na Słowacji, w Podolińcu, gdyż Polska zmagała się z potopem szwedzkim. Miał wtedy za sobą dwa lata studiów filozoficznych, więc już w nowicjacie rozpoczyna naukę teologii, przygotowując się do święceń. U pijarów przyjmuje imię Stanisław, pod którym odtąd będzie znany.

Przełożeni szybko zorientowali się jakie zdolności ma nowy zakonnik. Stanisław zostaje więc wykładowcą – najpierw w Podolińcu, potem w Rzeszowie, ostatecznie trafia do Warszawy. W tutejszym kolegium pracuje jako nauczyciel, moderuje Bractwo Matki Bożej Łaskawej, głosi porywające kazania i spowiada. Podobno także królów, w tym Jana III Sobieskiego oraz nuncjusza papieskiego Antonio Pignatellego, późniejszego papieża Innocentego XII. Dużo pisze i wydaje, jednak im lepiej poznaje życie pijarskie, tym mniej w nim odnajduje tego, czego szuka – pogłębionej maryjności. Walcząc o nią, wchodzi w konflikt z przełożonymi prowincji, co sprawia, że otrzymuje wezwanie z kurii generalnej zakonu w Rzymie. Następuje to w roku 1667 i kończy się wysłaniem Stanisława na placówkę w Czechach, do Mikołowa. Nie zagrzewa tam długo miejsca. Po kolejnych dwóch zmianach placówki i dwóch latach wewnętrznej szarpaniny publikuje dzieło Trumf bez zmazy pierworodnej poczętej wielkiej Dziewicy. Dzieło oraz nieugięta postawa Papczyńskiego wobec prawdy o niepokalanym poczęciu powodują, że pijarzy postanawiają uwięzić go w domu zakonnym w Podolińcu.

Podobno jeszcze podczas uwięzienia miał wizję Ducha Świętego – polecił mu On założenie nowego zakonu, którego centrum duchowości będzie kult Maryi jako Niepokalanej.

Pomimo kary nie zamierza zmieniać swojego stanowiska, zatem po trzech miesiącach zostaje zwolniony. Podobno jeszcze podczas uwięzienia miał wizję Ducha Świętego – polecił mu On założenie nowego zakonu, którego centrum duchowości będzie kult Maryi jako Niepokalanej. W 1670 roku otrzymuje zgodę na opuszczenie macierzystego zgromadzenia, a tuż po jej otrzymaniu składa publicznie oblatio (ślub) założenia Zakonu Marianów od Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. W niedługim czasie opracowuje jego regułę i na znak przysięgi zmienia habit z czarnego na biały.

Biali zakonnicy

Historia marianów zaczyna się od grupy pustelników z Puszczy Korabiewskiej. W 1673 roku Stanisław Papczyński zostaje ich przełożonym, nadając zgromadzeniu wcześniej przygotowaną regułę. Tak powstaje pierwszy dom zakonu, na razie eremicki. Cztery lata później marianie otrzymują w Górze Kalwarii kościół Nowy Wieczernik. Zaczyna się ich czynna działalność: kaznodziejstwo, pomoc duchowa i materialna ubogim. Władze kościelne z uznaniem zgromadzenia czekają do 1679 roku. Wtedy zostaje ono erygowane na prawie biskupim przez biskupa Stefana Wierzbowskiego.

W 1690 roku założyciel Zakonu Marianów postanawia zawalczyć o papieską aprobatę dla zgromadzenia. Udaje się z pieszą pielgrzymką do Rzymu, tam jednak zapada na zdrowiu. Wraca z niczym. Zapewne nie jest to jeszcze właściwy czas – taki następuje dziewięć lat później. W 1699 roku papież Innocenty XII zatwierdza nowy zakon, nadając mu jako podstawową regułę franciszkańską. W roku 1701 Stanisław Papczyński, już ciężko chory, może wreszcie złożyć uroczyste śluby wieczyste w założonym przez siebie zakonie i przyjąć je od pozostałych współbraci. Umiera kilka miesięcy później i z pewnością może wtedy o sobie powiedzieć, że w dobrych zawodach wystąpił, wiary ustrzegł i na koniec odłożono dla niego wieniec zwycięstwa (por. 2 Tm 4,7). I chociaż zgromadzenie kasują władze carskie, jego charyzmat nie umrze. W 1909 roku zostaje odnowione staraniem bł. Jerzego Matulewicza, późniejszego biskupa wileńskiego.

Ojciec ubogich dusz

Dogmat o Maryi jako niepokalanie poczętej zostaje ogłoszony dopiero w 1854 roku, więc upór Stanisława Papczyńskiego przy głoszeniu tej prawdy już w XVII wieku okazał się w pewnym sensie prorocki. Prawda ta zawsze była obecna w nauczaniu Kościoła, jednak w tamtej epoce nie skupiano się na niej, szczególnie że była dla niektórych wciąż dyskusyjna teologicznie.

Świętość założyciela marianów wiąże się nie tylko z jego prekursorskim działaniem w sprawie maryjnego dogmatu. Stanisław Papczyński nosił także przydomek „ojca ubogich”. Wojny i idące za nimi krok w krok epidemie, głód i niedostatek zawsze najmocniej uderzają w tych, którzy są najsłabsi, a wielkość Stanisława polegała na tym, że potrafił to dostrzec. Dawny spowiednik królów i licząca się postać świata intelektualnego XVII wieku stał się duchowym przewodnikiem ludzi ubogich, chłopów i rzemieślników. Nadal publikował, ale jego serce było w konfesjonale, w hospicjum i na ambonie.

Było też przy duszach czyśćcowych. Wielu swoim podopiecznym już za życia wymodlił nawrócenie, jednocześnie wiedział, że w wyniku walk, głodu i szerzących się chorób, wielu ludzi umiera bez odpowiedniego duchowego zaopatrzenia. Popularyzował więc modlitwę za tych, którzy odeszli, szczególnie w sposób gwałtowny, bez możliwości pojednania się z Bogiem i ludźmi. Powtarzał: „Jakie zaś może być większe miłosierdzie niż okazane zmarłym?”. A wśród jego duchowych wskazówek możemy przeczytać: „Wielkim uczynkiem miłości jest towarzyszenie zmarłym w ich pogrzebie, lecz jeszcze większym dziełem jest uwalnianie ich dusz z grobu oczyszczających płomieni przez pobożne modlitwy. Za dzieło równe temu uznaj niesienie pomocy pobożnymi modłami tym ludziom, którzy znajdują się w stanie śmierci duchowej (to jest w grzechu ciężkim), by z niej mogli powstać”[2].

Współcześnie jego opieki szukają przede wszystkim pary mające trudności z poczęciem dziecka i kobiety, u których pojawiły się problemy z donoszeniem ciąży. Jak widać po opisanym na wstępie cudzie, św. Stanisław nie pozostaje na ich prośby obojętny.


[1] S. Papczyński, strona sanktuarium św. o. Stanisława Papczyńskiego, https://papczynski.pl/swiety-ojciec/duchowe-wskazowki/#toggle-id-7 [dostęp: 5.03.2021]
[2] Tamże.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Pierwodruk: Elżbieta Wiater, Do szaleństwa, „Tota Tua” 5/2021 (1).