Apostoł różańca
Drogę duchową, jaką przebył Bartolo Longo, mogą opisać dwie sentencje. Pierwsza to błyskotliwa uwaga Gilberta K. Chestertona: „Kiedy ludzie przestają wierzyć w Boga, nie tyle nie wierzą w nic – wierzą w cokolwiek”. Autorką drugiej sentencji jest Maryja. Ona to przekazała przyszłemu błogosławionemu za pośrednictwem jego kierownika duchowego następującą wiadomość: „Kto propaguje mój różaniec, będzie zbawiony”.
Chociaż rodzice dbali o religijne wychowanie Bartola, m.in. posyłając go do katolickiej szkoły prowadzonej przez księży pijarów, nie udało się im uchronić syna przed utratą przezeń wiary w Boga. Nastąpiło to w czasie jego studiów prawniczych w Neapolu, gdzie Bartolo zetknął się ze środowiskiem, które nie ukrywało swoich masońskich poglądów i dążeń do zniszczenia Kościoła uważanego za rozsadnik wstecznictwa i antynaukowych przesądów. Nowo poznani znajomi Bartola potrafili intelektualnie uzasadniać te twierdzenia. Longo, z jednej strony zafascynowany nowym środowiskiem, z drugiej – opierający się, jak sądził, na trzeźwym intelektualnym poznaniu, w końcu porzucił katolicyzm.
Głód duchowy
Ostateczny cios religijności Bartola zadała, bardzo popularna wówczas w kręgach ateistycznych i wolnomularskich, książka Ernesta Renana zatytułowana Życie Jezusa. Zbawiciel został w niej przedstawiony jako wybitny myśliciel, ale jedynie człowiek. Autor był znawcą języków starożytnych, fascynatem archeologii świetnie znającym Ziemię Świętą, stosującym w badaniach nowoczesne w tamtym czasie metody pozytywistyczne. Wydawało się, że z racjonalnego punktu widzenia jego argumenty są nie do pobicia – i tak właśnie ocenił je młody Longo. Z całym radykalizmem młodego serca odrzucił wówczas Jezusa jako Mesjasza i rozpoczął życie dalekie od zasad moralności chrześcijańskiej.
Kiedy znajomi zaprosili go na seans spirytystyczny, chętnie wziął w nim udział. Dla człowieka przenikniętego mentalnością pozytywistyczną, czyli opierającą się na doświadczeniu, które można opisać w precyzyjnych terminach oraz eksperymentalnie powtórzyć, była to akceptowalna forma kontaktu z rzeczywistością „nadnaturalną”.
Bartolo nie był jednak w stanie zdławić w sobie głodu duchowości, nawet jeśli tak nie nazywał tego odczucia. Dlatego kiedy znajomi zaprosili go na seans spirytystyczny, chętnie wziął w nim udział. Dla człowieka przenikniętego mentalnością pozytywistyczną, czyli opierającą się na doświadczeniu, które można opisać w precyzyjnych terminach oraz eksperymentalnie powtórzyć, była to akceptowalna forma kontaktu z rzeczywistością „nadnaturalną”. Eksperymenty te doprowadziły Longo do inicjacji okultystycznej, po której w końcu został „kapłanem Szatana”. Oddał mu swoją duszę, co potwierdził wielokrotnie m.in. parodiowaniem sakramentów.
Po pewnym czasie okazało się, że ta droga, mająca rzekomo prowadzić do spełnienia, nie tylko go nie daje, ale jeszcze ma swoją zdecydowanie mroczną stronę. Bartolo zaczął odtąd cierpieć na głębokie stany depresyjne oraz mieć myśli samobójcze. To, co miało być jasną jutrzenką racjonalnego świata, zaczęło coraz bardziej przypominać zimne światła kostnicy…
Dyskusje o wierze
Podczas jednego ze swych kryzysów psychicznych Longo miał usłyszeć głos swojego zmarłego ojca, który błagał go, aby powrócił do wiary. Uchwycił się wówczas tych słów i poprosił o radę jednego ze swoich wierzących przyjaciół, rodaka z Apulii, prof. Vincenza Pepe. Ten, choć tak jak Bartolo zdobył gruntowne wykształcenie, nigdy nie porzucił chrześcijaństwa, wręcz przeciwnie – tylko się w nim utwierdził. Przyszły błogosławiony zaś potrzebował wtedy kogoś, kto dorównuje mu intelektualnie, by móc przyjąć treści, które usłyszał. Profesor bez ogródek ostrzegł swego przyjaciela, że jeżeli nadal będzie zajmował się okultyzmem, wyląduje w szpitalu psychiatrycznym.
Nie skończyło się jedynie na uświadomieniu mu powagi sytuacji, w jaką się wpędził. Profesor Pepe skierował go do osoby, która mogła mu pomóc znaleźć odpowiedzi na jego intelektualne wątpliwości co do racjonalności katolickiej wiary. Był nią dominikanin, o. Alberto Radente. Spędził on z Longo długie godziny na rozmowach, podczas których odpierał zarzuty wysuwane przez młodego prawnika w stosunku do chrześcijaństwa. Na skutek tych rozmów i równolegle do nich Bartolo starał się rezygnować z praktyk ezoterycznych. Po miesiącu spotkań z kapłanem oraz walk wewnętrznych, 23 czerwca 1865 roku, młodzieniec przystąpił do spowiedzi i przyjął po raz pierwszy od wielu lat Komunię Świętą. W ten dzień tamtego roku przypadała akurat uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa – wspaniała okazja do tego, by doświadczyć Bożego miłosierdzia.
Odtąd Bóg zaczął stawiać na drodze Bartola ludzi, których świętość wiele lat później została oficjalnie potwierdzona przez Kościół. Mam tu na myśli m.in. Caterinę Volpicelli, założycielkę Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca, oraz franciszkanina o. Ludovica da Casorię. Longo zaczął też regularnie uczęszczać na spotkania grupy modlitewnej zbierającej się u pani Volpicelli oraz został członkiem Trzeciego Zakonu Dominikańskiego. Przyjął w tym czasie imię Fra Rosario (Brat Różaniec), które wkrótce okazało się prorocze. W tej grupie zaangażowanych katolików Bartolo spotkał także wdowę po hrabim de Fusco, Mariannę Farnaro, która zaproponowała mu, by został zarządcą jej majątku położonego w Pompejach. Longo przyjął tę propozycję, nie przypuszczając, iż to, co zastanie na miejscu, wpierw pogrąży go psychicznie, a następnie spowoduje jego odrodzenie.
Feniks z popiołów
Prześladowany podsuwanymi mu przez demony myślami, że z pewnością jest już potępiony i nikt go nie uratuje, pewnego październikowego dnia 1872 roku wyszedł z domu i zaczął się snuć bez celu…
Słynące obecnie z wykopalisk i ruchu turystycznego Pompeje w latach osiemdziesiątych XIX wieku były w tragicznym stanie. Wielu mieszkańców przymierało wówczas głodem, dzieci błąkały się pozbawione opieki, często także dlatego, że ich rodzice przebywali w więzieniu. Skala brzydoty, krzywdy i nędzy była tak wielka, że Longo pewnego dnia poczuł się przytłoczony sytuacją. Był przekonany, że nie jest w stanie tego udźwignąć. Prześladowany nadto podsuwanymi mu przez demony myślami, że z pewnością jest już potępiony i nikt go nie uratuje, pewnego październikowego dnia 1872 roku wyszedł z domu i zaczął się snuć bez celu. Kiedy wydawało mu się, że jest już na dnie rozpaczy, wróciły do niego słowa Maryi przekazane mu niegdyś przez kierownika duchowego: „Kto propaguje mój różaniec, z pewnością będzie zbawiony!”. Niewiele myśląc, Fra Rosario upadł na kolana i uroczyście przysiągł Matce Bożej, że nie odejdzie z Pompejów, dopóki to miejsce nie stanie się sanktuarium różańcowym. Po czym z właściwą sobie energią oraz zaangażowaniem zabrał się do działania.
Do realizacji swojego planu Longo potrzebował miejsca kultu i wizerunku. Ten ostatni otrzymał od s. Marii Concetty de Litala. Obraz przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem, siedzącą na tronie i wręczającą różańce św. Dominikowi oraz św. Katarzynie ze Sieny, jednak był wtedy w bardzo złym stanie. Bartolo pomyślał, że trudno będzie zbudować wokół takiego przedstawienia kult, ale przyjął, co mu dano. Pojawił się jednak problem, jak przewieźć ten dar do Pompejów. Okazało się, że jedynym dostępnym środkiem transportu jest wóz człowieka zajmującego się przewozem obornika. I tak Królowa Różańca w listopadzie 1875 roku przyjechała na swoją przyszłą stolicę na wozie z gnojem… Głęboko mnie porusza w tym wydarzeniu pokora Maryi i prostota Jej sługi, którzy przyjmują możliwości, jakie są im dane, nie szukając innych, lepiej widzianych przez ludzi. Co więcej, to uniżenie nabiera dodatkowego znaczenia w zestawieniu z tym, co działo się później.
Już w maju 1876 roku rozpoczęto budowę nowego, większego kościoła, bo napływ wiernych był tak wielki, że przestali się mieścić w dotychczasowym. Świątynia została ukończona jedenaście lat później, a jej budowę opłacono ze składek członków bractw różańcowych rozsianych po całych Włoszech. Umieszczono w niej wspomniany wizerunek, ale gruntownie odrestaurowany, wkrótce także ukoronowany insygniami pobłogosławionymi przez papieża Leona XIII. Sanktuarium podniesiono po niedługim czasie do rangi bazyliki papieskiej.
Wyobraźnia miłosierdzia
Modlitwa różańcowa, a szczególnie promowana przez Bartola Longo Nowenna pompejańska okazała się wspaniale karmić tę ludzką zdolność, którą św. Jan Paweł II nazwał wyobraźnią miłosierdzia. Zanim jeszcze rozwinęło się sanktuarium, zarządca majątku pani Farnaro stworzył ochronki dla pozbawionych opieki dzieci. Tę dla chłopców oddał pod opiekę specjalnie sprowadzonym braciom szkolnym, a dziewczętami zajęły się siostry z założonego przez niego Zgromadzenia Córek Różańcowych. Longo katechizował dorosłych, w czym wydatną pomocą okazał się dlań różaniec, gdyż jak to ujął sam błogosławiony: „Cały różaniec w piękny sposób przedstawia teologiczną głębię myśli maryjnej, jest ona powielana w całej dialektyce prawdy i dedukcji. Teologia maryjna i różaniec są niczym dwa poematy połączone w jedną całość, dwa hymny zlewające się w jeden hymn, dwie okazałe świątynie, dwie katedry myśli i pobożności, które stają się jednością. W różańcu pobożność przemawia językiem teologów”[1].
Na tym jednak nie koniec, bo apostoł różańca pomógł podnieść poziom także doczesnego życia – to on jest pomysłodawcą budownictwa socjalnego dla robotników, a więc tworzenia dla nich osiedli z infrastrukturą szkolną i leczniczą. Wiedząc, z jak poważnym zagrożeniem wiąże się zamieszkiwanie terenów aktywnych sejsmicznie, Longo stworzył w Pompejach ośrodek badań geodynamicznych, a przy okazji i obserwatorium meteorologiczne. Obie ten instytucje miały na celu ostrzeganie przed klęskami naturalnymi, tak aby zmniejszyć ich destrukcyjny wpływ na ludność.
* * *
A mimo wszystko nieraz szkodzono mu plotkami. Longo doświadczył wielu upokorzeń, także ze strony tych, którym świadczył dobro. Pokora, z jaką przyjmował tę swoistą pokutę, była najwyraźniejszym znakiem jego nawrócenia oraz tego, że powoli dopełniała się w nim obietnica dojrzewania do życia wiecznego. Dowodziła tego, że Maryja dotrzymuje swej obietnicy.
[1] Za: https://bartolo-longo.pl/mysli [dostęp: 16.08.2021].
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.
Pierwodruk: Elżbieta Wiater, Apostoł różańca, „Tota Tua” 10/2021 (6).