Wskazówka na rozdrożu

Zdjęcie: Grant Whitty / Unsplash

15 września 2022

Bolesna Matka – uosobienie powagi chrześcijaństwa, ucieleśnienie ceny chrześcijańskiej radości. Najdoskonalsza nauczycielka tego, co w praktyce oznacza zjednoczyć się z Ofiarą Chrystusa. Mądra i dyskretna przewodniczka dla tych, którzy pragną godnie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze. Nie jako obserwatorzy, nie jako beneficjenci, ale ci, którzy, złączeni z Ofiarą Chrystusa, oddają się Ojcu i w Nim odradzają się do nowego życia.

 

Ofiara jest oddaniem się, czyli skutecznym poddaniem naszej woli woli Bożej. Siedem boleści Matki Bożej, o jakich naucza nas Tradycja Kościoła, to siedem wydarzeń z życia Maryi, w których mężnie i z ufnością poddała Ona swoją wolę Bogu. Nie – zacisnęła zęby i przetrwała, myśląc „pozytywnie”, ale przyjęła i przeżyła w wewnętrznej ciszy całe cierpienie płynące z niezrozumienia, lęku, zranienia, osamotnienia i smutku. A przede wszystkim złożyła je Bogu, w swej bezradności czyniąc miejsce dla Jego woli i działania. Siedem boleści Maryi jest jak siedem razy wypowiedziane przez Nią „tak” temu, co Bóg dopuszcza. To siedmiokrotne maryjne wyznanie wiary jest jak echo słów modlitwy Jej Syna w Ogrójcu: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Łk 22,42). W tej postawie nie chodzi jednak o to, by sobą pogardzić, unieważnić siebie, w jakiś sposób zignorować własne potrzeby i dobro – nie to jest motorem posłuszeństwa, ale pragnienie uwielbienia Boga: „Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania” (J 17,4).

Nawet wysiłek nocnego czy porannego wstawania, zmęczenie pracą, upokorzenie płynące z niezrozumienia czy zaniechania walki o swoje – wszystko to może stać się ofiarą złączoną ze wstawienniczą modlitwą całego Kościoła.

Maryja poddana jest woli Bożej aż do przeszywającego bólu, bo celem Jej życia jest oddać należną chwałę umiłowanemu Bogu. To miłość jest siłą uzdalniającą do ofiary. To pragnienie uwielbienia sprawia, że nawet to, co nas rani i czemu jesteśmy niechętni, możemy uczynić darem dla Ojca. Zelia Martin, matka św. Teresy od Dzieciątka Jezus, ubolewała nad tym, jak wiele błogosławieństwa nas omija przez sam ten fakt, że nie doceniamy trudów, jakie niesie nam życie, i nie czynimy z nich wspaniałomyślnej ofiary dla Boga. Tymczasem nawet wysiłek nocnego czy porannego wstawania, zmęczenie pracą, upokorzenie płynące z niezrozumienia czy zaniechania walki o swoje – wszystko to może stać się ofiarą złączoną ze wstawienniczą modlitwą całego Kościoła. Niech wielkie słowa Kanonu rzymskiego będą dla nas wskazówką również w naszych małych, codziennych sprawach: „Prosimy Cię, Panie, przyjmij łaskawie tę ofiarę od nas, sług Twoich […]. Ojcze nieskończenie dobry, pokornie Cię błagamy przez Syna Twojego, Jezusa Chrystusa, Pana naszego, abyś przyjął i pobłogosławił te święte dary ofiarne […]. Uświęć tę ofiarę pełnią swojego błogosławieństwa, uczyń ją doskonałą i miłą sobie […]”.

Złączenie prozy życia z tajemnicą Najświętszej Ofiary – przez ofiarę posłuszeństwa i poddania Bogu swej woli – jest istotą chrześcijańskiego życia i puszcza w ruch nadprzyrodzone koło wymiany dóbr. Bóg Ojciec przyjmuje nasze dary nie po to, by się ubogacić czy jakkolwiek na nich zyskać, ale by je oczyścić i uświęcić, i zwrócić je nam, dla naszego pożytku i uświęcenia. Łącząc swoje ofiary – codzienny trud bycia posłusznym Bogu – z Ofiarą Syna, poświęcamy się Ojcu, a nasze życie przenika Jego błogosławieństwo.

Jej ból nie wynika z faktu, że rzeczy toczą się wbrew Jej woli, ale jest rezultatem zjednoczenia Jej Serca z Sercem Pana Jezusa. Jej cierpienie jest współodczuwaniem z Chrystusem, jest bólem, który rodzi się z cierpienia i odrzucenia, jakich doświadcza Chrystus.

Uczyńmy dar ofiarny z tego, co niesie nam życie, tak jak zrobiła to Maryja. Nie trzeba wielkich fajerwerków, włosiennicy na plecach ani wymyślnych postów, wystarczy nie uciekać od życia, jakie mamy. A nawet jeśli nie mamy już nic i stoimy przed ludźmi i Bogiem ogołoceni, zawsze pozostaje jeszcze nasza wola. Jak pouczał abp Fulton Sheen, to jedyna rzecz na tym świecie, która naprawdę należy do nas, i to z tego, co z nią uczyniliśmy, będziemy sądzeni.

Matka Bolesna odsłania też przed nami jeszcze jedną „tajemnicę”. Jej ból nie wynika z faktu, że rzeczy toczą się wbrew Jej woli, ale jest rezultatem zjednoczenia Jej Serca z Sercem Pana Jezusa. Jej cierpienie jest współodczuwaniem z Chrystusem, jest bólem, który rodzi się z cierpienia i odrzucenia, jakich doświadcza Chrystus. Myślę, że tędy przebiega subtelna granica, która w życiu lubi się zacierać – granica między cierpiętnictwem a ofiarą. Jest bowiem ból, który wynika z oddalenia od Boga, i taki, który rodzi się z bliskości z Nim. Jest cierpienie, które człowiek jak najprędzej chce odsunąć od siebie, i takie, które rodzi ciszę, łagodność i otwiera serce. Jest niesprawiedliwość, która niszczy i rozlewa gorycz, a jest i taka, z której popłynie łaska i błogosławieństwo. Wskazówką na rozdrożu jest zawsze pieta – Matka w ciszy adorująca ciało Syna zdjęte z krzyża.

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Pierwodruk: Kinga Wenklar, Piękna Matka Boleściwa, „Tota Tua” 9/2021 (5).