Wcielenie jako zadanie

Zdjęcie: Nathan Dumlao / Unsplash

30 grudnia 2022

Z niedowierzaniem obserwuję skromną liczbę współczesnych dzieł, które mocnym gestem obwieszczają niczym zwiastunka z czterdziestego rozdziału księgi Izajasza: „Oto wasz Bóg!”. W okresie Bożego Narodzenia ten niedostatek jest szczególnie zastanawiający. Czy nie potrzebujemy mądrze aktualizować rozważań na temat tajemnicy wcielenia?

 

Tajemnica wcielenia Słowa, które „na początku było”, jest fascynująca w sposób niewypowiedziany. Od kiedy Słowo stało się Ciałem, nasze słowa mogłyby właściwie zamilknąć. Trudno je jednak powstrzymać, wszak z piersi wyrwa się uwielbienie Boga Wszechmocnego – ani Maryja, ani aniołowie, ani Elżbieta, Symeon czy Anna nie potrafili milczeć. Poczucie konieczności wielbienia Najwyższego to słabość wdzięcznych stworzeń. W tym kontekście milczący Józef jawi się jako heros powściągliwości – gdyby nie fakt, że on po prostu miał swoją własną formę wielbienia Boga. Ten święty cieśla wybudował wcielonemu Słowu mały domek w Nazarecie, aby Słowo, stawszy się Ciałem, „zamieszkało wśród nas”. Jednak zanim to nastąpiło, chwała Boża objawiła się w Betlejemskiej Grocie, która przez wieki działała na wyobraźnię twórców.

Kiedy Słowo „stało się Ciałem”, wydarzyło się coś, czego nie sposób ogarnąć ludzkim umysłem, choć – paradoksalnie – wydarzyło się właśnie w tym celu, byśmy rozumem, a także zmysłami, zyskali do Boga jakiś dostęp. Oto nareszcie Bóg, przybrawszy ludzki kształt, narzuciwszy sobie granicę jednostkowego człowieczeństwa, stał się dla nas trochę bardziej uchwytny. Boża obecność przestała manifestować się w obłoku, aby objawić się w Dziecku. Był taki czas na ziemi, kiedy Boga nie tylko można było usłyszeć (owszem, także jako płaczące Niemowlę), ale i zobaczyć w ludzkiej postaci, a nawet Go dotknąć. To wszystko zmienia! Tutaj, próbując rozważać tajemnicę wcielenia w kontekście sztuk plastycznych, które odnoszą się przede wszystkim do zmysłu wzroku, wypada podkreślić, że fakt wcielenia umożliwił człowiekowi zobrazowanie Boga. Oczywiście starotestamentowy zakaz czynienia wizerunków bożkom pozostaje w mocy. O bałwochwalstwie napisano: „Wymyślenie bożków to źródło wiarołomstwa, wynalezienie ich to zatrata życia. Nie było ich na początku i nie będą istniały na wieki” (Mdr 14,12–13). Nie ma to nic wspólnego z próbami plastycznego wyobrażenia Chrystusa, o którym czytamy w prologu Janowej Ewangelii: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie…” (J 1,1–4). A zatem na skutek wcielenia zyskaliśmy możliwość przedstawienia Syna Bożego w tych fazach ludzkiego życia, których On doświadczył.

A jednak mnogość przedstawień Bożego Narodzenia potrafi zmęczyć naszą percepcję, czyniąc z tajemnicy zaledwie obrazkową historyjkę. Podobnie sprawa wygląda z bożonarodzeniowymi szopkami, które czasami nawet drażnią swym przeestetyzowaniem czy to w stronę taniego kiczu, czy zbyt wystawnej ludowości.

Aktualizacja

Ponieważ objawienie Boga w Dzieciątku nastąpiło w Betlejem, można powiedzieć, że to tam właśnie Bóg po raz pierwszy wyraził zgodę na bycie przedstawianym. Nie dziwi więc popularność w historii malarstwa i rzeźby tematów związanych z Bożym Maleństwem: Adoracja, Madonna z Dzieciątkiem, Pokłon Pasterzy, Pokłon Trzech Króli, Odpoczynek podczas ucieczki do Egiptu. A jednak mnogość tych dzieł potrafi zmęczyć naszą percepcję, czyniąc z tajemnicy zaledwie obrazkową historyjkę. Podobnie sprawa wygląda z bożonarodzeniowymi szopkami, które czasami nawet drażnią swym przeestetyzowaniem czy to w stronę taniego kiczu, czy zbyt wystawnej ludowości. Nie chcę tu jednak zabrzmieć jak wybredny znawca artefaktów, bo kiedy staję przed ludzką próbą zbliżenia się do tajemnicy Boga, wcale nie czuję się odbiorcą sztuki. Jednak nie oznacza to, że nie mam pewnych oczekiwań…

Myślę, że św. Franciszek z Asyżu także miał jakieś oczekiwania wobec współczesnych mu twórców, lecz w końcu stracił cierpliwość i w 1223 roku, w pustelni Greccio, sam zorganizował szopkę, jakiej wcześniej nikt nie widział, a raczej – jakiej nikt wcześniej nie doświadczył. Zapragnął, aby wierni nie tylko, jak dotąd, oglądali scenę Bożego Narodzenia, lecz aby sami poczuli się uczestnikami cudownego wydarzenia w Betlejem. Dlatego więc w inscenizacji szopki według św. Franciszka udział wzięli wierni oraz żywy inwentarz. A także sama Najświętszy Sakrament, kiedy nad żłóbkiem kapłan odprawił Eucharystię. Była to aktualizacja Ewangelii o przyjściu Zbawiciela potrzebna na tamten czas, w którym brakowało duszpasterskiego przekazu o rzeczywistej bliskości Boga.

Szopka św. Franciszka wywołała poruszenie, jednak przemiany w sztuce, które zaszły pod wpływem spłyconej duchowości franciszkańskiej poskutkowały coraz większym dystansowaniem się twórców do zagadnień życia duchowego. W pogoni za realizmem artyści Zachodu utracili wrażliwość na transcendencję, zaczęli po prostu afirmować stworzenie. Prawosławny teolog Paul Evdokimow zauważył: „[Sztuka zachodnia] coraz bardziej autonomiczna i subiektywna, opuszcza swoją niebieską «biosferę». Szaty świętych nie ukrywają już pod swoimi fałdami «ciał duchowych», a nawet anioły wyglądają niczym istoty z krwi i kości. […] Jeszcze jeden krok a narracja biblijna, cudowne wydarzenia, stają się już tylko okazją do umiejętnego wykonania portretu, anatomii, pejzażu”[1].

W ramach watykańskiej szopki przedstawiono nie tylko Świętą Rodzinę i pastuszków, ale także kosmonautę, a nawet wojownika nasuwającego zabawne skojarzenie z Darth Vaderem znanym z filmu Gwiezdne wojny. Gdybyśmy oceniali tę kompozycję w kategoriach artystycznych, być może wystawilibyśmy jej całkiem wysoką notę, jednak z perspektywy wiary budzi ona wątpliwości.

Eksperyment

A jak jest dziś? Mając w pamięci słynną szopkę wystawioną parę lat temu na placu św. Piotra w Watykanie, która składała się z ceramicznych rzeźb powstałych w latach 1965–1975 w Instytucie Sztuki Grue w Castelli, należy choć wspomnieć o dalszych przemianach języka artystycznego. One to w pewnym momencie doprowadziły do modernizmu, czyli – w niejakim uproszczeniu – do idei sztuki dla sztuki. Watykańska szopka łączyła estetykę ludową właśnie z jakąś wersją „baśniowego” modernizmu. Mogliśmy zobaczyć postaci o walcowatych kształtach, czyli takich, w których korpus i głowa stanowią jakby jedną bryłę, natomiast kończyny zostają mocno zredukowane. W ramach watykańskiej szopki przedstawiono nie tylko Świętą Rodzinę i pastuszków, ale także kosmonautę, a nawet wojownika nasuwającego zabawne skojarzenie z Darth Vaderem znanym z filmu Gwiezdne wojny. Gdybyśmy oceniali tę kompozycję w kategoriach artystycznych, być może wystawilibyśmy jej całkiem wysoką notę, jednak z perspektywy wiary budzi ona wątpliwości. Przyłóżmy do niej kryteria duchowe, którymi są: chrystocentryzm, eklezjalność, sakramentalność/biblijność oraz misyjność[2].

Kiedy mówimy o szopce bożonarodzeniowej, chrystocentryzm może wydawać się oczywisty, jeśli jednak zadamy pytanie nie o temat szopki, lecz o to, co mówi nam jej forma, nie będzie to już takie jasne. Forma niekiedy zdradza, czy w centrum zamysłu twórcy znalazł się Bóg, czy raczej sama idea eksperymentu artystycznego. W przypadku szopki z placu św. Piotra wydaje się, że najważniejsze było testowanie możliwości użytego tworzywa oraz narzędzi, czyli pieca do wypalania ceramiki – wskazują na to cylindryczny kształt rzeźb oraz ich gabaryty, których w żaden sposób nie uzasadnia temat, lecz właśnie technologia. Następne kryterium – eklezjalność – zakłada czytelność danego dzieła dla wspólnoty Kościoła. Dzieło eklezjalne nie może być dziełem wzbudzającym liczne kontrowersje, gdyż takie wprowadza do wspólnoty podział. Jak wiemy z wielu komentarzy, pojawiających się w reakcji na omawianą szopkę, nie została ona przyjęta jako odpowiednio wyrażająca ideę Bożego Narodzenia, a nawet sprowokowała niewłaściwe uwagi pod adresem papieża. Brak czytelności szopki wynikał z niespełnienia kolejnego kryterium – biblijności/sakramentalności. Przy jej tworzeniu zbyt swobodnie potraktowano tekst Pisma Świętego. I w końcu, co logiczne, realizacja ta nie spełnia warunku misyjności, ponieważ Dobra Nowina jest tutaj zbyt umowna – nie da się przecież opowiedzieć o wcieleniu Boga, celowo unikając realizmu.

Szopka z Instytutu Sztuki w Grue w Castelli, skoro tak naprawdę powstała kilkadziesiąt lat temu, nie jest jednak realizacją współczesną. Najnowsza sztuka ma do zaoferowania dużo więcej niż ceramiczne eksperymenty. Dziś, choć jesteśmy zanurzeni w kulturze hołdującej ludzkiemu ciału, w sztuce współczesnej powszechne stały się nowe technologie, które mogłyby próbować zwizualizować Chrystusowe napięcie pomiędzy wymiarem cielesnym a rzeczywistością duchową, boską. Warto jednak pamiętać, że wymowę dzieła bardziej niż stan rozwoju język artystycznego, warunkuje dyspozycja twórcy, tj. jego gotowość na Boże wezwania bądź jej brak. Ważna jest rzeczywista intencja artysty – czy chce mówić o Bogu i dzielić się doświadczeniem relacji z Nim, czy raczej pragnie nawracać swoich wierzących odbiorców na „dogmaty” sztuki współczesnej? Czy twórca zadaje pytania o Boże plany wobec swojej sztuki, czy dąży do samorealizacji i bycia zauważonym? Czy postawę twórcy cechuje przekonanie, że Kościół potrzebuje jego sztuki, czy jest raczej świadomy tego, że to on potrzebuje Kościoła? Skąd czerpie inspiracje?

Perspektywa

Kiedy przed rozpoczęciem pisania niniejszego tekstu podczas adoracji Najświętszego Sakramentu rozmyślałam o idei bożonarodzeniowej szopki, otworzyłam Pismo Święte niespodziewanie na opisie budowy Przybytku, Namiotu Spotkania. Czy nie jest to olśniewający trop! „A Słowo Ciałem się stało i zamieszkało wśród nas” (J 1,14) – możemy rozumieć ten werset tak, jak on brzmi w języku polskim, gdyż tłumaczenie oddaje jego sens – Jezus realnie zamieszkał wśród ludzi, w fizycznej z nimi bliskości. Jednak rdzeń greckiego czasownika, przetłumaczonego tu jako „zamieszkało” oznacza namiot, dlatego można także przyjąć, że „Słowo rozbiło swój namiot”.

Dziś, kiedy w centrum wszelkiej refleksji stoi człowiek, warto byłoby, wykorzystując język sztuki współczesnej, opowiadać o wspaniałości Wszechmocnego Boga.

Oto myślenie o tradycyjnej szopce może wzbogacić starotestamentalny kontekst – opis wznoszenia Przybytku, powstającego po to, by napełniała go chwała Pańska (por. Wj 40,34). Księga Wyjścia relacjonuje to wydarzenie jako inicjatywę Najwyższego Boga, w której bierze udział cała wspólnota Izraela: „Tak przemówił Mojżesz do całego zgromadzenia Izraelitów: «Oto co nakazał Pan, mówiąc: ‘Dajcie z dóbr waszych daninę dla Pana’. Każdy więc, którego skłoni do tego serce, winien złożyć jako daninę dla Pana złoto, srebro, brąz (…). Każdy uzdolniony z was powinien przyjść i wykonać to, co Pan nakazał». (…) Przyszli mężczyźni i kobiety, wszyscy ochoczego serca, przynosząc spinki, kolczyki, pierścienie, naszyjniki i wszelkie przedmioty ze złota; wszyscy złożyli Panu dary ze złota dokonując gestu kołysania. (…) Książęta zaś przynieśli (…) wonności i oliwę do świecznika i do wyrobu oleju namaszczania i pachnącego kadzidła” (Wj 4–5,10,22,27–28). Widzimy, że skojarzenie Namiotu Spotkania z Betlejemską Grotą, w której objawił się Bóg, nie jest bezpodstawne także z powodu darów przyniesionych przez Izraelitów, którymi były m.in. złoto, kadzidło i mirra stanowiąca główny składnik świętego oleju (por. Wj 30,22) – a zatem dary złożone także małemu Bogu przez Mędrców.

Mając pewne wyobrażenie na temat możliwości tzw. nowych mediów, kreuję w swojej wyobraźni palimpsestowy, tj. wielowarstwowy, obraz przedstawiający Grotę Narodzenia, która staje się Namiotem Spotkania Nowego Przymierza, gdzie chwała Pańska emanuje z Dzieciątka Jezus nie tylko w postaci standardowej aureoli. Połączenie tych obrazów byłoby może próbą wzbudzenia w kontekście tajemnicy wcielenia poczucia sanctum? Dziś, kiedy w centrum wszelkiej refleksji stoi człowiek, warto byłoby, wykorzystując język sztuki współczesnej, opowiadać o wspaniałości Wszechmocnego Boga. Zachęta ta jest zupełnie poważna, z uwagi na fakt, że bożonarodzeniowa szopka nie jest dziełem sakralnym, lecz pobożnościową instalacją, która nie musi zajmować przestrzeni kościoła. 

* * *

Czy dzisiaj Wszechmogący, jak w czasach wznoszenia Namiotu Spotkania, nie wzywa twórców, by – jeśli „skłoni ich do tego serce” – złożyli Mu swoje dary i talenty? Niewypowiedziana tajemnica wcielenia Boga domaga się reakcji wdzięcznych stworzeń. 


[1] P. Evdokimow, Sztuka ikony. Teologia piękna, przeł. M. Żurowska, Warszawa 2003, s. 69. Cyt. za: J. Winnicka-Gburek, Krytyka, etyka, sacrum. W kierunku aksjologicznej krytyki artystycznej, Gdańsk 2015, s. 36.
[2] Więcej o kryteriach wywiedzionych z wiary katolickiej w: Karolina Staszak, Sztuka chrześcijańska, czyli jaka?, https://magazynverbum.pl/zycie/kultura/sztuka-chrzescijanska-czyli-jaka/ [dostęp: 28.12.2022].


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu. 


Pierwodruk: Karolina Staszak, Wcielenie jako zadanie, „Tota Tua” 12/2021 (8).