Obraz jak kazanie

Błażej Guza, Macierzyństwo Maryi, fragment, akryl i kreda, 60×90 cm, 2021, mat. prasowe Fundacji Maria i Marta

15 listopada 2022

Zdecydowanie możemy mówić o kryzysie sztuki sakralnej. Wydaje się jednak, że obecne próby ratowania jej kondycji nie są w stanie dać impulsu do odnowy. W przededniu otwarcia w poznańskim Muzeum Archidiecezjalnym wystawy I edycji Ogólnopolskiego Konkursu Sztuki Sakralnej przyjrzyjmy się założeniom tego wydarzenia.   

 

Kiedy jako krytyk sztuki brałam udział w różnych spotkaniach, podczas których rozmawiało się o problemach świata artystycznego, często słyszałam narzekania na fakt, że szeroka publiczność nie rozumie sztuki współczesnej, że w polskim szkolnictwie brakuje edukacji artystycznej, która odpowiednio ukształtowałaby gusta odbiorców, i że sztuka współczesna jest dobrem wymagającym jakiejś szczególnej opieki. Nigdy nie potrafiłam odnaleźć się w tych środowiskowych żalach, na ogół stając po stronie odbiorców. Rozumiałam, dlaczego nie są miłośnikami sztuki współczesnej, ponieważ sama wiele propozycji artystycznych oceniałam jako mało interesujące, wydumane, błahe. Od dwóch lat nie mam kontaktu z tamtym środowiskiem, a jednak wciąż zdarza mi się słyszeć podobne utyskiwania. Mianowicie od czasu do czasu słyszę lub czytam, jak chrześcijańscy twórcy i organizatorzy kultury wyrażają swoje zniecierpliwienie tym, że wierni oraz kapłani są mocno zdystansowani wobec sztuki współczesnej. Dość często spotykam się z uwagami na temat ignorancji księży oraz nieprzygotowania wiernych do odbioru współczesnych form artystycznych.

Reakcją na tak zdiagnozowaną rzeczywistość są projekty mobilizujące artystów do zainteresowania się obszarem sztuki sakralnej. W lipcu 2021 roku został ogłoszony nabór do I edycji Ogólnopolskiego Konkursu Sztuki Sakralnej, którego organizatorem jest Fundacja Maria i Marta. W listopadzie przedstawiono jego wyniki oraz otwarto wystawę pokonkursową w przestrzeniach wrocławskiej Concordia Design. Od tego momentu wystawa ta pokazywana jest w różnych instytucjach w całej Polsce. W niniejszym tekście odniosę się do założeń konkursu, nie do poszczególnych dzieł, których ocenę zawieszam. Być może przyjedzie czas także na ich analizę, tutaj jednak tylko pod koniec artykułu nawiążę do pracy laureata głównej nagrody.

Przestrzeń dla sztuki

Czasami obserwując działania chrześcijańskich artystów i organizatorów kultury, odnoszę wrażenie, że bardziej chodzi im o nawracanie wiernych na nowe formy artystyczne niż o głoszenie Chrystusa. 

„Chcielibyśmy tworzyć w Kościele przestrzeń dla współczesnej sztuki sakralnej, pokazać osobom wrażliwym na nowe formy wyrazu sztukę wysokiej jakości” – tymi słowami prezes wspomnianej fundacji określa w materiałach prasowych cel przedsięwzięcia. A zatem celem jest, by sztuka współczesna, „sztuka wysokiej jakości”, została w końcu dostrzeżona przez wspólnotę Kościoła katolickiego. Już to jedno zdanie wzbudza moje wątpliwości, gdyż, jak widzimy, w centrum postawiono sztukę. Czasami obserwując działania chrześcijańskich artystów i organizatorów kultury, odnoszę wrażenie, że bardziej chodzi im o nawracanie wiernych na nowe formy artystyczne niż o głoszenie Chrystusa.

Na stronie internetowej konkursu możemy przeczytać: „Pomysł OKSSa 2021 zrodził się w odpowiedzi na deficyt współczesnych rozwiązań w dziedzinie sztuki sakralnej, co spowodowało jej praktyczną marginalizację w polskiej sztuce XXI wieku. Ten pogłębiający się proces wynika z wieloletnich zaniedbań dotyczących: 1) Pomijania osiągnięć współczesnej estetyki przy doborze projektów i realizacji dzieł sakralnych (Kościół w dawnych wiekach był mecenasem najlepszych artystów). 2) Niewielkiej ilości transparentnych konkursów na sakralne dzieła sztuki i architektury. 3) Braku komisji zatwierdzającej projekty i nadzorującej ich wykonanie, złożonej z osób będących autorytetami w dziedzinach takich jak architektura, historia architektury, sztuka, historia sztuki, sztuka współczesna, teologia. Owa marginalizacja sztuki sakralnej spowodowana jest również stopniową laicyzacją społeczeństwa (coraz mniejsze zapotrzebowanie na tego typu sztukę wynikające z malejącej liczby jej odbiorców) oraz niedocenianiem roli sztuki w życiu duchowym człowieka. Brak ten potęguje wszechobecna tandeta i bylejakość «dzieł», które istnieją na polu sztuki sakralnej, a które niestety, siłą rzeczy, stały się dominujące. Sztuka sakralna w znacznej mierze jest wynikiem przypadkowych i nieprzemyślanych decyzji”. Rozpoznaję w tym tekście styl argumentowania konieczności powstania projektu charakterystyczny dla wniosków o dotacje pozyskiwane od Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Oczywiście nie ma nic złego w staraniu się o dotacje. Myślę jednak, że potrzeba dopasowania się do kryteriów, z jednej strony świata sztuki, z drugiej – świata urzędniczego, przyczyniła się do zaledwie pozornego rozpoznania źródeł kryzysu sztuki sakralnej. Sakralnej, czyli jakiej? Nie trzeba w tym momencie wchodzić w definicyjne niuanse, gdyż z powyższych cytatów jasno wynika, że chodzi o dzieła, które przede wszystkim będą zamawiane przez Kościół i eksponowania w kontekście kultu.

Przyczyna kryzysu

Zanim podpowiem, jaki czynnik odpowiedzialny za kryzys sztuki sakralnej został tu pominięty, zobaczmy dalszą treść zaproszenia. Zaangażowany w inicjatywę kapłan w materiale filmowym przygotowanym na potrzeby promocji wydarzenia mówi tak: „Konkurs ma za zadanie zorganizować środowisko wokół sztuki sakralnej. Chcemy zaprosić ludzi z różnych kontekstów. Chcemy, żeby sztuka, której poszukujemy w Kościele, sztuka, której poszukujemy dzisiaj, trafiała zarówno do osób wierzących, jak i niewierzących. Ale chcemy też zaprosić was, artystów, do tego, byście swoją wrażliwość, bez względu na to, czy jesteście z kontekstu chrześcijańskiego czy też na co dzień funkcjonujecie gdzieś poza jego granicami, żebyście swoją wrażliwość spróbowali przelać na poszukiwanie tego, co o pięknie Boga – o pięknie tak ważnym w tak delikatnej sferze, jaką jest sacrum na co dzień – mogłoby nam coś więcej powiedzieć”.

Przyznam, że nie do końca rozumiem, dlaczego zadaniem sztuki sakralnej miałoby być „trafianie do osób niewierzących”. Czy naszym pierwszym krokiem wobec tych, którzy nie znają Ewangelii nie powinna być ewangelizacja, a dopiero następnym – zaproszenie ich do świadomego uczestnictwa w kulcie? Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek zachwycony dziełem sztuki sakralnej nawróci się automatycznie i od razu posiądzie sensus fidei, wydaje mi się jednak, że łaski Bożej nigdy nie ograniczały „osiągnięcia współczesnej estetyki”. Przeciwnie, cudowne wizerunki pod względem artystycznym często są mało porywające, czego różni reformatorzy sztuki sakralnej nie przyjmują do wiadomości. Natomiast projektowanie sztuki sakralnej pod odbiorcę niewierzącego oznacza jej celowe zeświecczanie. Ponadto, dlaczego sztukę sakralną mieliby tworzyć artyści niewierzący? Kiedy prof. Stanisław Rodziński, ceniony malarz i krytyk, pisał o problemie laicyzacji sztuki sakralnej, jedną z przyczyn tego zjawiska określił w następujący sposób: „Zbyt często dzisiaj artysta jest zapraszany, by zrobić coś dla kościoła. Przychodzi więc – dosłownie – z zewnątrz, gdy tymczasem dawniej był jednym z wielu w tej samej wspólnocie”. Dalej profesor cytuje św. Brata Alberta, czyli nawróconego malarza Adama Chmielowskiego: „Malarze religijni śmieją się z Perugina, jakże ma być inaczej, kiedy tamten wierzył w Boga, a ci w kolej żelazną z telegrafem i wydaje im się, że Pana Boga farbą i pędzlem mogą namalować”[1]. Czy uwagi obu malarzy nie są zasadne?

Jestem przekonana, że aby tworzyć sztukę sakralną, a nawet szerzej – chrystocentryczną kulturę, potrzebne jest przede wszystkim osobiste nawrócenie twórcy.

Myślę, że sztukę sakralną można porównać do sztuki głoszenia Słowa Bożego – wierzący kapłan stara się mówić kazania o Panu Bogu, natomiast ksiądz, który nie żyje na co dzień wiarą w Boga, często czytania liturgiczne i Ewangelię sprowadza do rozważań na temat człowieka, a więc teologię zastępuje psychologią. Takie kazania nierzadko są wręcz porywające w formie, tak samo jak porywające mogą być dzieła niewierzących artystów. Czy jednak wierni naprawdę potrzebują tego typu głoszenia? Jestem przekonana, że aby tworzyć sztukę sakralną, a nawet szerzej – chrystocentryczną kulturę, potrzebne jest przede wszystkim osobiste nawrócenie twórcy. I właśnie o tym zapomnieli organizatorzy konkursu, określając przyczyny kryzysu sztuki sakralnej.

Przestrzeń dla Maryi

Tematem pierwszej edycji omawianego konkursu było macierzyństwo Maryi, ale sposób, w jaki temat ten został przedstawiony artystom w materiałach filmowych przygotowanych przez Fundację Marii i Marty, dobitnie uświadamia brak duchowego fundamentu całego przedsięwzięcia. Choć w tematykę wprowadza artystów kapłan, to zamiast treści przybliżających Matkę Bożą, twórcy mogli usłyszeć miniwykład z historii sztuki. Mówienie o Słowie Bożym i dogmatach jako „źródłach ikonograficznych” ma niewielki potencjał, by zainspirować słuchaczy do poznawania Maryi. Przyznam, że po wysłuchaniu tego materiału byłam zaskoczona, jak bardzo można spłycić tak fascynujący temat. Zaskakujące jest pominięcie przez kapłana wątku tzw. testamentu Jezusa, czyli relacji Maryi z Janem – tak kluczowego dla rozumienia Jej macierzyństwa realizowanego względem każdego z nas. Zaskakujące jest także pominięcie motywu zesłania Ducha Świętego – tak istotnego dla pojmowania roli Maryi jako Matki Kościoła.

Miniwykład skierowany do artystów kapłan ów zakończył uwagą na temat relacji matki i syna: „…nie trzeba spoglądać na to wyłącznie z perspektyw chrześcijańskiej, bo doskonale wiemy, że to jest taki rodzaj tematu, który dotyka wszystkich ludzi, który dotyka najgłębszej więzi, najgłębszej relacji, dotyka tego, co najbardziej pierwotne w człowieku…”. Jak widać, sztuka sakralna w ramach tego projektu została sprowadzona do artystycznego wyrazu doświadczenia wiary lub niewiary. Taka sztuka nie powinna ewangelizować, a cóż dopiero zostać włączona w kult.

Błażej Guza, „Macierzyństwo Maryi”, akryl i kreda, 60x90 cm, 2021, mat. prasowe Fundacji Maria i Marta.

Błażej Guza, Macierzyństwo Maryi, akryl i kreda, 60×90 cm, 2021, mat. prasowe Fundacji Maria i Marta.

Pierwszą nagrodę w konkursie otrzymał obraz Błażeja Guzy, przedstawiający ukazaną z perspektywy ptasiej kobietę rysującą grę w klasy dla dziecka, które znajduje się poza kadrem i którego widzimy jedynie cień. Nie mogę powiedzieć, że ten obraz mi się nie podoba. Jest zmyślny, choć właśnie przez ową zmyślność może kojarzyć się z poetyką internetowego mema. W każdym razie nie jest to zły obraz. Jeśli jednak jury uznało pracę Guzy za najlepszy spośród 531 prac przykład współczesnej sztuki sakralnej, zdecydowanie możemy mówić o jej laicyzacji – do której zresztą organizatorzy konkursu wyraźnie twórców inspirowali. Laicyzacja sztuki sakralnej oznacza jej głęboki kryzys.

* * *

Gdybym miała mówić do artystów o Maryi, nie mówiłabym o Słowie Bożym jako „źródle ikonograficznym”, lecz postawiłabym na różaniec – na jego tajemnice. Mówiłabym o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Aby zaradzić kryzysowi sztuki sakralnej, wystarczyłoby zainspirować wierzących artystów do modlitwy, do kontemplacji, do wejścia w relację z Maryją, która uczy, jak rezygnować z siebie i jak być transparentnym na Boga. Ufam, że Ona pokazałaby im, jak nie przedkładać własnych bystrych pomysłów i własnej estetyki nad objawione prawdy.


[1] S. Rodziński, O laicyzacji sztuki sakralnej, w: Sacrum i sztuka. Materiały konferencji zorganizowanej przez Sekcję Historii Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Rogoźno 18–20 października 1984 roku, s. 183.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Pierwodruk: Karolina Staszak, Obraz jak kazanie, „Tota Tua”, 2/2022 (10).