Dekonstrukcja krzyża. O pracy „Krucifix” Oli Tubielewicz

Zdięcie: Anuja Mary Tilj / Unsplash

12 września 2022

Krzyż jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli na świecie. Jest to również symbol, który wzbudza najwięcej emocji – tak drogi chrześcijanom bywa przez artystów reinterpretowany w sposób niegodny. Niekiedy zdarza się, że takiej reinterpretacji dokonuje twórca wierzący. Wtedy powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, w co tak naprawdę wierzy.

 

Od jakiegoś czasu obserwuję promocję galerii sztuki, której nazwa brzmi Jezus. Na pierwszej wystawie w tym miejscu, zatytułowanej Niereligia w Jezusie, eksponowano m.in. pracę Krucifix autorstwa Aleksandry Tubielewicz, założycielki galerii. Właśnie ta praca, będąca propozycją „nowej ikonografii”, sprowokowała mnie do napisania niniejszego tekstu. Zanim jednak do niej się odniosę, zarysuję dotyczącą motywu krzyża refleksję krytyczno-artystyczną. 

Wszystko tylko nie zbawienie

Sztuka, choć stanowi margines życia społecznego, jest chyba najważniejszym obszarem sporów toczących się wokół krzyża. Pewną systematykę dzieł wykorzystujących jego motyw zaproponował Paweł Możdżyński, który w tekście pt. Krzyż we współczesnej sztuce polskiej. O czterech kontekstach symbolicznych, omówił rozmaite realizacje artystyczne powstałe w Polsce po roku 1945. Autor zastrzega na wstępie, że interesuje go wyłącznie autonomiczne pole sztuk wizualnych, natomiast poza zasięgiem jego badań znajduje się sztuka naiwna oraz sakralna służąca kultowi i wykonywana na zamówienie kościołów.  Jakie znaczenie zyskuje krzyż w pracach omówionych przez tego badacza? 

W tekście Możdżyńskiego doszło zarówno do dekonstrukcji krzyża jako symbolu zbawienia, jak i do radykalnego wykluczenia chrześcijan z obszaru sztuki. To tylko jeden tekst, oddający jednak rzeczywistość świata sztuki współczesnej, w którym nie ma miejsca dla Dobrej Nowiny. 

Po pierwsze wielu artystom krzyż służył do ukazania dramatu wojny – jako rekwizyt pomagał w jej odreagowaniu oraz ilustrował absurd ludzkiej egzystencji zmierzającej niechybnie ku tragicznemu końcowi. „Krzyż w tym kontekście roztacza nastrój patosu, podniosłości, tworzy swoistą przestrzeń żałoby, nie pozostawia wątpliwości – widz, odbiorca, ale przecież i artysta – styka się tu ze śmiercią” – pisze Możdżyński o znaczeniu krzyża w pracach takich twórców jak Tadeusz Kantor, Władysław Hasior, Józef Szajna czy Andrzej Wróblewski[1]. Po drugie, wielu artystów traktuje krzyż jako symbol, którego użycie otwiera sferę bliżej nieokreślonego sacrum. Tego typu zainteresowanie krzyżem powodowane jest poszukiwaniami artystów – zarówno duchowymi, jak i formalnymi. Autor omówienia pisze: „Krzyż jest interpretowany przez nich dowolnie, zgodnie z ich nowocześnie i ponowocześnie rozumianym indywidualizmem i kreatywnością. Są̨ w swych wyborach treściowych i formalnych autonomiczni (jak pole artystyczne, do którego należą̨), tradycję religijną – i krzyż̇ – co najwyżej traktują̨ jak źródło inspiracji do ekspresji własnej. (…) Do tego dochodzą̨ różne poszukiwania formalne, gra z awangardową tradycją, wciąganie widza w dziwny świat abstrakcji, instalacji, akcji. I «dziwna forma», mistycyzująca treść i odnoszący się do nich motyw krzyża mają twórcę i odbiorcę wybić z codziennego stanu świadomości i wprowadzić w «inny stan». Krzyż oczywiście tu pasuje, bo jest silnie zapisany w świadomości zbiorowej naszej kultury. Ale trzeba pamiętać, że siła krzyża też jest zawarta w tym, co Jung nazwał nadświadomością, moc wynika z jego ponadkulturowej archetypiczności. Jest nośnikiem w tym kontekście sacrum niezorganizowanego”[2]. Artyści, którzy w ten sposób wykorzystywali motyw krzyża to: Jacek Sempoliński, Koji Kamoji, Jarek Lustych, Grzegorz Klaman, Andrzej Dudek-Dürer, Mirosław Bałka. Do grupy tej autor zalicza także Jerzego Nowosielskiego. 

Trzeci zbiór dzieł, w których pojawia się krzyż, to prace stanowiące patriotyczny komentarz do sytuacji politycznej, jak akcje i rzeźby Jerzego Beresia, bądź opowiadające o konflikcie narodu z władzą komunistyczną, np. malarstwo Edwarda Dwurnika. Tutaj treści religijne zdecydowanie podporządkowane zostały politycznym/społecznym. I ostatnia grupa prac, to działania subwersywne, w których krzyż stał się prowokacyjnie użytym rekwizytem, dzięki czemu artyści przekraczali granice społeczne, estetyczne, religijne czy moralne. W taki sposób motyw krzyża wykorzystali m.in. Zbigniew Warpechowski, Marek Kijewski, Katarzyna Kozyra czy duet Kulik/Kwiek.

Możdżyński zaznaczył, że interesują go realizacje z pola sztuki, a nie prace naiwne oraz sakralne, jednak niemal zupełnie pominął w swoim opracowaniu dzieła artystów wierzących, którzy tworzą przecież nie tylko „na zamówienie”, lecz także z potrzeby ekspresji autentycznej wiary. Można więc powiedzieć, że w tekście tego badacza kultury doszło zarówno do dekonstrukcji krzyża jako symbolu zbawienia, jak i do radykalnego wykluczenia chrześcijan z obszaru sztuki. To tylko jeden tekst, oddający jednak rzeczywistość świata sztuki współczesnej, w którym nie ma miejsca dla Dobrej Nowiny. 

Głupstwo, zgorszenie i znak sprzeciwu

Wiedza na temat tego, czym dla wyznawców Chrystusa jest krzyż stanowi istotny obszar kompetencji kulturowych, które pomogłyby uczestnikom kultury nie ignorować się, lecz porozumiewać – i to bez ryzyka eskalowania światopoglądowych konfliktów. Kiedy kompetencji tych brak (po jednej, czy po drugiej stronie), życie w pluralistycznym społeczeństwie staje się trudne. 

Z perspektywy chrześcijan krzyż jest przede wszystkim symbolem, który odsyła do całej historii zbawienia. By go odczytać potrzebna jest otwartość na wymiar metafizyczny, czyli akceptacja kerygmatu, lub przynajmniej znajomość nowotestamentalnej opowieści jako kulturotwórczego mitu.

Z perspektywy chrześcijan krzyż jest przede wszystkim symbolem, który odsyła do całej historii zbawienia. By go odczytać potrzebna jest otwartość na wymiar metafizyczny, czyli akceptacja kerygmatu, lub przynajmniej znajomość nowotestamentalnej opowieści jako kulturotwórczego mitu. Badając obszar sztuk wizualnych warto wiedzieć, że kontemplowanie krzyża, a także ortodoksyjne (na poziomie treści) przedstawianie Ukrzyżowanego Chrystusa w takim czy innym medium, nie wynika z fascynacji chrześcijan najkrwawszymi wątkami historii umęczonego Mistrza. Nie tylko jej finał, czyli zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, opowiada o triumfie nad złem, ale już samo ukrzyżowanie nim właśnie jest. Ewangelie podają, że Chrystusa próbowano zabić kilka razy – czy to poprzez ukamienowanie, czy strącenie w przepaść – jednak wymknął się On napastnikom, ponieważ wiedział, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina. W niej to dopiero miał zostać zamordowany nie w afekcie, lecz z prawomocnego wyroku, doznając spektakularnego upodlenia ze strony ludzi, których pokochał. „Istota ofiary, jaką Pan Jezus wypełnił na krzyżu, polega nawet nie na tym, że On niesamowicie wiele wycierpiał, ale na tym, że mimo tak strasznych cierpień niewzruszenie trwał w miłowaniu swojego Ojca oraz nas, których, przyjmując nasze człowieczeństwo, wybrał sobie na bliźnich. Okazało się wówczas, że wszechpanujące na Kalwarii nienawiść, okrucieństwo i pogarda są kompletnie bezsilne wobec miłości, którą wypełniony był ten Człowiek, nawet gdy tak przerażająco cierpiał na krzyżu” – pisze o. Jacek Salij OP w tekście Zbrodnia ukrzyżowania. A zatem krzyż to triumf miłości[3]

Kiedy stoję przed dowolnym, ale zwłaszcza pięknym krucyfiksem, często myślę o tym, że krzyż jako narzędzie męki Zbawiciela doskonale opowiada o Jego ziemskiej misji. Mamy tu ów wyrastający z ziemi pion odnoszący do wertykalnej relacji z Bogiem Ojcem, „który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem – jak pisze św. Paweł – w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania” (2 Kor 5,18-19). Myślę, że drugi obecny w krzyżu kierunek – horyzontalny – odnosi się właśnie do owej „posługi jednania”, do przekazywania miary tej miłości, jaką Chrystus dał ludzkości na Kalwarii, a także zapowiedział podczas ostatniej wieczerzy, kiedy umywał uczniom stopy, chwilę później zalecając: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). O tym geście miłości nie mogą nam nie przypominać przebite, zawsze dobrze widoczne stopy Chrystusa. Także Jego rozpięte wzdłuż poprzecznej belki ramiona – ramiona dla nas wiecznie otwarte podobnie jak w przedstawieniach Chrystusa Wniebowstępującego, który rozsyła uczniów do „wszystkich narodów” – przypominają, że w każdej chwili możemy skorzystać z daru Jego miłości. Zbite ze sobą pion i poziom krzyża, doskonale eksponują rozpięte ciało Chrystusa, uświadamiające realizm faktu wcielenia, którego akceptacja jest tak ważna w kontekście zbawienia, gdyż „to, co nie zostało[by] przyjęte [przez Chrystusa], nie zostało[by] uleczone” – jak przekonywał św. Grzegorz z Nazjanzu.

A jednak nawet w kategoriach kulturotwórczego mitu opowieść ta nie wydaje się być atrakcyjna dla artystów funkcjonujących w instytucjonalnym obiegu sztuki oraz dla krytyków ustalających artystyczną hierarchię. Oni to wykluczają z pola sztuki treści z ich punktu widzenia nierozsądne. Nie jest to dla nas zaskakujące. Już św. Paweł pisał: „Nauka krzyża głupstwem jest (…) Spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,18.21-23).

Dla uczniów Chrystusa krzyż jednak nie tylko jest znakiem miłości i jednania, gdyż wyznacza on także nowy podział, który zapowiedział starzec Symeon, kiedy zobaczył małego Jezusa wnoszonego przez Rodziców do świątyni jerozolimskiej: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34). Sam Chrystus uświadamiał później swoim uczniom zaistnienie nowego podziału: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10,34-39). O nowym podziale pisali także apostołowie przestrzegając przed fałszywymi braćmi czy też ludźmi cielesnymi. Ukochany uczeń Chrystusa, św. Jan, pisał: „Oni są ze świata, dlatego mówią tak, jak [mówi] świat, a świat ich słucha” (1 J 4,5). 

Dekonstrukcja 

Sprzeciw wobec krzyża przybiera różne formy i przejawia się w rozmaitych działaniach. Jest logiczny, kiedy pochodzi ze strony ludzi niewierzących – choć sprawia ból, nie sposób z tym sprzeciwem polemizować, można jedynie dać świadectwo miłości do krzyża Chrystusowego i próbować tę miłość uzasadniać. Natomiast niezwykle raniący, przekraczający moje granice pojmowanie, jest sprzeciw wobec krzyża, jaki pochodzi ze strony osób uważających się za uczniów Jezusa. Sprzeciw, o którym chcę tu napisać polega na dekonstrukcji symbolu, czego efektem jest oferowanie odbiorcom fałszywej nadziei. Jest mówieniem „tak, jak [mówi] świat”.

Aleksandra Tubielewicz, "Krucifix", 2021.

Aleksandra Tubielewicz, Krucifix, 2021.

Aleksandra Tubielewicz jest nawróconą artystką, byłą aktywistką społeczności LGBT, dziś należącą do jednego z kościołów ewangelickich. Pierwsza praca, z jaką kojarzę tę artystkę, to „odwrócona” pieta, czyli video przedstawiające mężczyznę w roli Chrystusa, który na swoich kolanach trzyma zakrytą prześcieradłem kobietę. Artystka objaśnia znaczenie pracy tymi słowami: „Pieta to klasyczne przedstawienie w sztuce sakralnej, ukazujące Maryję, na której ramiona złożono zdjęte z krzyża umęczone ciało Jezusa. Postanowiliśmy odwrócić tę sytuację, pokazując następstwo śmierci Jezusa – to Chrystus zmartwychwstały trzyma Marię na kolanach. Nowa «ikona» wskazuje na konsekwencje zmartwychwstania – śmierć Chrystusa stała się źródłem życia, poręką zmartwychwstania dla wszystkich”. Widać tu ambicję do „przepisywania” ikonografii, ale także powierzchowną jej znajomość. W katolickiej sztuce nie brakuje przekazu, o jaki chodzi Tubielewicz, natomiast motyw piety akcentuje po prostu inny moment i inne treści historii Zbawienia.

Aleksandra Tubielewicz, Krucifix, 2021.

Aleksandra Tubielewicz, Krucifix, 2021.

Ambicją Tubielewicz jest więc stworzenie nowej ikonografii, gdyż ta zastana – jak pieta czy krzyż – zdaniem artystki nie wskazuje na sedno Ewangelii. Zaprezentowana na wspomnianej wystawie praca Krucifix to zapakowany w folię drewniany krzyż przeznaczony do powieszenia na ścianę. Aby go poprawnie przywiesić należy skorzystać z instrukcji (dwóch grafik) przygotowanej przez artystkę. Otóż krzyż należy rozmontować, a dwie drewniane deseczki powiesić obok siebie równolegle. Artystka tłumaczy: „Krucifix to zmiana zastanej ikonografii i komentarz do współczesnego konsumpcjonizmu. Od ponad 2000 lat składamy krzyże i masowo wprowadzamy je na rynek. Rozłożony krzyż, jako nowa ikona, wskazuje na sedno ewangelii – krzyż został rozłożony, a jego następstwem jest żywy Bóg”. Prezentując pracę w mediach społecznościowych artystka ogłasza możliwość nabycia produktu w trzech wersjach: domowej z ramą, domowej bez ramy oraz instytucjonalnej. Nie jest dla mnie jasne, dlaczego twórcy produkujący obiekty kultu, często bardzo piękne, w komentarzu artystki zostają postawieni po stronie „konsumpcjonizmu”, natomiast praca Tubielewicz miałaby być jakby ponad nimi i ponad logiką „rynku”, skoro tak szybko usiłuje się ją spieniężyć.

Gest rozłożenia krzyża jako polemika z tradycją krzyża katolickiego jest znów wyważaniem otwartych drzwi – jest polemiką z jakimś błędnym wyobrażeniem na temat tego, w co wierzą katolicy.

W komentarzu artystki inny wątek jest jednak o wiele mniej logiczny i niepokojący: „…krzyż został rozłożony, a jego następstwem jest żywy Bóg”. Nie sposób nie zgodzić się z drugą częścią zdania – Bóg jest żywy, czemu absolutnie nie przeczą katolickie przedstawienia Ukrzyżowanego Chrystusa, gdyż wiemy, że męczeńska śmierć Chrystusa była zarazem Jego triumfem nad śmiercią. A zatem gest rozłożenia krzyża jako polemika z tradycją krzyża katolickiego jest znów wyważaniem otwartych drzwi – jest polemiką z jakimś błędnym wyobrażeniem na temat tego, w co wierzą katolicy. Natomiast sam ten gest „rozłożenia krzyża” jest oczywistym zaprzeczeniem Ewangelii. Bóg umarł i zmartwychwstał, jednak żaden Jego wyznawca, w żadnym kontekście, nie jest upoważniony do „rozłożenia krzyża”. Przeciwnie, każdy uczeń Jezusa powinien przyjąć krzyż takim, jaki on jest – nie tylko w historii Zbawienia, lecz także w swoim własnym życiu. Chrystus mówi jasno: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. W jaki sposób Jego uczeń, np. odbiorca Tubielewicz, ma brać swój krzyż, jeśli rozmontowuje krzyż Chrystusowy? Dlaczego wierząca artystka rozpoczyna tak nieprawdziwą i niebezpieczną dla odbiorców narrację?   

Fakt zmartwychwstania Jezusa nie tylko nie przekreśla krzyża Chrystusowego, ale krzyż – także nasz krzyż i nasza śmierć – jest warunkiem naszego zmartwychwstania: „Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy (…). Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie. Niechże więc grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom” (Rz 6,8.10-12). Apostoł Paweł pisze tutaj o tym, co się już dokonało i na co jeszcze czekamy – jeśli przyjmujemy Chrystusa jako naszego Zbawiciela, przyjmujemy Jego Ofiarę także jako zobowiązanie, by również umierać dla świata/ grzechu, a więc aby dążyć do osobistej świętości, „Niechże więc grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele” – te słowa to przecież wezwanie do tego, byśmy udzielili właściwej odpowiedzi na miłość Syna Bożego. W innym miejscu Apostoł Narodów pisze: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3,1-3). Także w tym fragmencie podkreślona jest konieczność współpracy z tym, co zrobił dla nas Chrystus – słyszymy tu wezwanie: „Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi”. Paweł najpierw pisze w trybie warunkowym: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych…”, a dopiero potem: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu”. Uczniowie Chrystusa, aby w pełni skorzystać z Jego Ofiary, muszę Go naśladować, co oznacza zgodę na śmierć dla świata oraz gotowość do podjęcia własnego krzyża. Święty Piotr zwraca się w jednym ze swoich listów do wspólnoty chrześcijan: „Cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 P 4,13). W tej nowotestamentalnej perspektywie nie może być mowy o „rozkładaniu krzyża” w żadnym sensie. Z miłości do Chrystusa umieramy dla spraw świata i naśladując Jego pokorę przyjmujemy okoliczności naszego życia bez roszczeń i pretensji, a także jesteśmy gotowi nawet na prześladowania i męczeństwo. „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,38).

* * *

Zawsze wydawało mi się, że najpiękniejszą kartą historii dialogu ekumenicznego jest ekumenizm krwi, czyli fakt, że pomimo wszelkich różnic, wyznawców chrześcijańskich kościołów łączy gotowość do oddania własnego życia w imię Jezusa Chrystusa. W tym kontekście praca Tubielewicz jest dla mnie znakiem braku nadziei na zrozumienie w tej najważniejszej kwestii. Natomiast sposób funkcjonowania założonej przez Tubielewicz galerii uświadamia mi, że niektórych protestantów zaangażowanych w kulturę zdecydowanie bardziej interesuje dialog „ekumeniczny” z instytucjami kultury, niż z Kościołem katolickim – instytucje te tworzą wszak rodzaj świeckiego kościoła. Dialog taki mógłby oznaczać ewangelizację, czyli zanoszenie Dobrej Nowiny, gdyby do tego świeckiego kościoła artystka wnosiła prawdę krzyża Chrystusowego, której – jak widzieliśmy na przykładzie systematyki Możdżyńskiego – zdecydowanie w nim brakuje. Jednak Tubielewicz łączy z instytucjonalnym światem sztuki inny popularny symbol – błyskawica. Można było ją dostrzec na zdjęciu profilowym artystki jeszcze kilka tygodni temu. Czy nie jest tak, że tam, gdzie znika krzyż i prawda o nim, tam niechybnie pojawia się inny symbol i jakaś alternatywna, w istocie antychrześcijańska narracja?


[1] P. Możdżyński, Krzyż we współczesnej sztuce polskiej. O czterech kontekstach symbolicznych, [w:] Miscellanea Anthropologica et Sociologica, 13, 2012, s. 169.
[2] Tamże, s. 173
[3] J. Salij OP, Zbrodnia ukrzyżowania, [w:] Wszechobecna miłość, Wydawnictwo „W drodze” 2011, s. 106.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Tekst pierwotnie pojawił się na portalu www.christianitas.org.