Twarze | Wielki Piątek
Hieronim Bosch, „Chrystus dźwigający Krzyż”, 1515–1516, olej na desce, 76,7×83,5 cm, Museum voor Schone Kunsten, domena publiczna.
„Skrył się Adam i żona jego od oblicza Pańskiego między drzewa rajskie” (Rdz 3,8). Oblicze Boga zapraszało ich do otwartości, jednak oni po grzechu już nie byli do niej zdolni. Nie mogli rozmawiać z Bogiem twarzą w twarz. Ale przyjaźń utracona w raju jest powoli odbudowywana.
W Wielki Piątek skupiamy się wszyscy wokół Krzyża Chrystusowego. Liturgia przeznacza specjalny czas i miejsce na jego adorację. Już w czasach pierwotnego Kościoła ukazanie Krzyża podczas wielkopiątkowej liturgii było szczególnie ważne. Z pamiętnika Egerii (IV wieku) dowiadujemy się, że wierni zbierali się na Golgocie, gdzie biskup ukazywał Krzyż. Zebrani podchodzili i dotykali drzewa Krzyża najpierw czołem, potem oczami, a następnie całowali je. Cała twarz uczestniczyła w tym geście, który zresztą wciąż jest żywy w kościołach wschodnich. Czoło, oczy i usta — myśl, poznanie i miłowanie. Poprzez ten symboliczny gest krzyż ogarnia całego człowieka.
Istnieje wiele obrazów przedstawiających Jezusa ukrzyżowanego lub niosącego krzyż. Moją uwagę przykuły trzy, na których szczególną rolę odgrywają twarze. Pierwszy z nich to Chrystus dźwigający krzyż Hieronima Boscha. Główna myśl dzieła zawarta jest w kontraście pomiędzy niesłychanie spokojną twarzą Jezusa a otaczającym Go tłumem. Twarze ludzi wyrażają najróżniejsze stany uczuciowe, w większości są jednak nieprzyjazne Jezusowi. Tworzą dziwne kłębowisko. Nadmiar stanów emocjonalnych dezorientuje nas. Mamy do czynienia z chaosem, z którego nie da się odczytać nic konkretnego. To bardzo współczesny obraz przedstawiający psychologię namiętności.

Hieronim Bosch, „Chrystus dźwigający Krzyż”, 1515–1516, olej na desce, 76,7×83,5 cm, Museum voor Schone Kunsten, domena publiczna.
W centrum przedstawienia Bosch umieści samego Jezusa, zupełnie spokojnego, z przymkniętymi oczami, jakby w ogóle niezważającego na to, co się wokół Niego dzieje. On skupia tych wszystkich ludzi wokół siebie, ale oni Go jakby nie zauważają. On w nich wywołuje wszystkie te emocje, ale oni bardziej są zajęci sobą, własną namiętnością niż prawdą. On jest pośród nich, ale jedyne, co w nich się pojawia podczas tego spotkania to gniew, nienawiść, szyderstwo. Jego naga, spokojna twarz doprowadza ich do furii.
Obraz Boscha przypomina mi płótno Ulica Balthusa. W centralnej części przedstawienia widzimy człowieka w bieli niosącego drewnianą belkę. Ludzie wokół niego zajęci są codziennymi sprawami. Piekarz stoi przed sklepem, dziewczynka gra w jakąś grę, matka niesie na ręku dziecko, chłopak nachalnie podrywa młodą kobietę. Wszystko jest zanurzone w klimacie dokładnie wyreżyserowanej melancholii. Zwracają uwagę tutaj dwa momenty, zupełnie różne od tych, które znajdujemy u Boscha. Przede wszystkim nie widzimy twarzy człowieka dźwigającego drewnianą belkę. Pozostaje on całkowicie anonimowy. Jego anonimowość odbija się również na twarzach przechodniów. Oni nie są nim zainteresowani. U Boscha wszystko skupia się wokół Jezusa, to On wywoływał w otaczającym Go tłumie taką, a nie inną reakcję. U Balthusa na twarzach przechodniów widnieje tylko królewska obojętność. Może przesadzam, doszukując się w człowieku w bieli Chrystusa? Być może tak, nie upieram się przy swoim zdaniu, jednak jest coś, co pozwala mi na taką interpretację.
Balthus w dużej mierze był samoukiem. Uczył się malarstwa, kopiując sławnych mistrzów. Jego pierwsza podróż do Włoch zaowocowała fascynacją malarstwem Piero della Francesca. Będąc w Arezzo, wykonał kopię fragmentu Legendy Krzyża Świętego. Dzieło to odznacza się przemyślaną, wręcz matematyczną kompozycją. Przedstawione na obrazie postaci wydają się poruszać w zwolnionym tempie, niejako w uroczystej procesji. Doświadczenie zdobyte w kopiowaniu włoskiego mistrza będzie obecne w późniejszych dziełach Balthusa, m.in. właśnie w obrazie Ulica. Wydaje się, że Balthus przeniósł do swoich obrazów nie tylko nastrój Piero della Francesca, lecz również i tematykę.

Piero della Francesca, „Odkrycie Prawdziwego Krzyża”, fragment „Legendy o Prawdziwym Krzyżu”, 1452-1466, Bazylika San Francesco w Arezzo, domena publiczna.
Popatrzmy znów na twarze. U Boscha są one namiętne, u Balthusa obojętne, natomiast u włoskiego mistrza dostojne, pogrążone w adoracji. U Boscha Chrystus niosący Krzyż w jakiś sposób przyciąga, ale budzi nienawiść. U Balthusa pozostaje anonimowy, a przechodnie są zupełnie obojętni. U Piero della Francesca Krzyż przyciąga, budząc wiarę i postawę adoracji.

Piero della Francesca, „Odkrycie Prawdziwego Krzyża”, fragment „Legendy o Prawdziwym Krzyżu”, detal.
Równocześnie niknie Oblicze Jezusa. U Boscha Jezus ma zamknięte oczy. Jego milcząca obecność wyzwala w ludziach tylko namiętność. Bardziej myślą o sobie, nawet jeśli wydaje się, że skoncentrowani są na Jezusie. Tylko jedna osoba – Weronika – rzeczywiście zainteresowana Jego umęczonym Obliczem, które otarła chustą, zyskuje jakieś do Niego podobieństwo. U Balthusa symboliczny „Jezus” w bieli nie pokazuje swojej twarzy, zasłania ją belka, którą niesie. Jego obecność na tej ulicy jest zupełnie niedostrzegalna. Furię namiętności zastąpiła obojętność. On nie jest im potrzebny. U Piero della Francesca Jezus jest zupełnie nieobecny. Pozostał tylko Krzyż. Jednak daje się zauważyć podstawową różnicę – twarze ludzi nie są naznaczone namiętnością czy też obojętnością, lecz adoracją. Jezus objawia się w ich twarzach. U Boscha i Balthusa twarze wyrażają tylko zewnętrzne stany psychiczne. U włoskiego mistrza wskazują na Kogoś innego. Miłość do Jego Ofiary upodabnia nas do Niego.
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.