Stosunek do prawdy | wspomnienie męczeństwa św. Jana Chrzciciela

Zdjęcie: Bill Fairs / Unsplash

29 sierpnia 2022

O Janie Chrzcicielu można pisać wiele. Od jakiegoś czasu bardzo inspirujący jest dla mnie fakt, że jego słów – „Oto Baranek Boży…” – używa każdy kapłan podczas każdej Mszy Świętej. Fakt ten stał się dla mnie nie tylko punktem wyjścia do rozważań o Janie, lecz także ważnym kryterium w myśleniu o Kościele, jego sługach i przyczynach duszpasterskich klęsk.  

 

Jan pochodził z rodu kapłańskiego, ale nie sprawował funkcji kapłańskiej jak jego ojciec Zachariasz. Jezus powiedział, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana” (Mt 11,11), ale nawet nie zamierzał, jak apostołów, zaprosić go do udziału w swoim kapłaństwie. Jan Chrzciciel dostał od Boga zupełnie wyjątkowe zadanie – miał przygotować drogę Panu „w duchu i mocy Eliasza” (Łk 1,17). Myśląc jednak o chrześcijaństwie na poważnie, trudno zignorować go jako wzór dla sług ołtarza – wyświęconych mężczyzn, którzy dla Boga powinni stracić głowę. Także stracić ją dosłownie – jeśli zaistnieje taka potrzeba.

„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29) – powiedział Jan do towarzyszącego mu tłumu, wskazując na Jezusa. W ten sposób dał świadectwo, że jest On Synem Bożym (J 1,34). Jan, identyfikując Jezusa jako Baranka Bożego, nawiązał do pieśni Izajasza o Słudze Pańskim – jak baranek na rzeź prowadzonym – który został „przebity za nasze grzechy/ zdruzgotany za nasze winy/ spadła Nań chłosta zbawienna dla nas/ a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,5).

Zdarza się jednak, że kapłan swoim sposobem bycia – tak za ołtarzem, jak i poza nim – niajako powtarza słowa Piłata, nie Jana. A także jego schematy zachowań. Zobaczmy te dwie postaci jako dwa modele opowiadania się wobec prawdy, co jest tak kluczowe w życiu każdego kapłana.

„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” – każdy kapłan podczas sprawowania Eucharystii, podnosząc Ciało Pańskie, powtarza słowa Jana Chrzciciela. Ale właściwie każdy moment Mszy Świętej, jak również każdy moment kapłańskiego życia, powinien kierować uwagę na Chrystusa w ten właśnie sposób: „Oto Baranek Boży”. Nigdy: „Oto człowiek” (J 19,5). Zdarza się jednak, że kapłan swoim sposobem bycia – tak za ołtarzem, jak i poza nim – niajako powtarza słowa Piłata, nie Jana. A także jego schematy zachowań. Zobaczmy te dwie postaci jako dwa modele opowiadania się wobec prawdy, co jest tak kluczowe w życiu każdego kapłana.

„Oto człowiek” – ogłosił Piłat wskazując na Jezusa (J 19,5). Następnie w reakcji na krzyki wzywające do zgładzenia Mistrza, rzymski prefekt odpowiedział: „Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy!” (J 19,6). Piłat powiedział, że nie znajduje winy w Jezusie, ale jego słowa nie są świadectwem prawdy. Nie oznajmił przecież: „Jezus jest niewinny”. On tylko wygłosił swoją osobistą opinię, do której miał prawo, a która niczego nie zmieniła. To właśnie od podkreślania własnego punktu widzenia często zaczyna się relatywizowanie rzeczywistości – by nie stracić sympatii tłumów, by nie stracić przyjaźni ze światem, by ocalić swoją głowę… Wystarczy zrobić drobne zastrzeżenie: „…ale to tylko moje zdanie, niczego Wam nie chcę narzucić”. Za „swoje zdanie” nikt jeszcze nie oddał życia.

Piłat potrafił stwierdzić nawet: „Oto król wasz!” (J 19,14), ale nie potrafił stanąć po stronie Prawdy. Powiedział: „Oto człowiek”, a my czasami przypisujemy mu, że podkreślił w ten sposób pełnię człowieczeństwa Jezusa – cóż z tego, skoro uznanie pełni człowieczeństwa Jezusa, bez uznania pełni Jego bóstwa, jest tylko połową prawdy. A zatem w całości jest nieprawdą. Piłat jednak nie był kimś, kto mógłby to dostrzec: „Cóż to jest prawda?” (J18,38) – pytał bezradny, zamyślony, rozkołysany jak trzcina na wietrze.

„Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą” (Mt 11,7–8). W ten sposób Jezus pytał ludzi, jakie mieli oczekiwania względem Jego Poprzednika. I zaraz podkreślił, że nie takim człowiekiem jest Jan: „Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka” (Mt 11,9). Jan był wyrazisty, jednoznaczny. Dlatego później „wielu przybyło do [Jezusa], mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło” (J 10,41–42).

Gdyby tylko stał się mniej jednoznaczny, gdyby zaczął nieco lawirować w ocenie grzesznej sytuacji niemoralnego małżeństwa Heroda, mogliby zostać przyjaciółmi… A jednak Jan podjął ryzyko, które jest miarą miłości bliźniego. Bo nie ma miłości bez prawdy.

Jan mówił nie tylko prawdę o Jezusie, lecz także prawdę o grzechu i właśnie za to został stracony. Możemy tę kwestię ująć jednak w następujący sposób – mówienie prawdy o grzechu zawsze jest kierowaniem uwagi na Boga, czyli na Prawdę, która od grzechu ratuje. Od grzechu bardzo konkretnego – takiego, który można precyzyjnie nazwać. A zatem Jan upominał Heroda Antypasa za jego niemoralny związek z Herodiadą, próbując w ten sposób dotrzeć do sumienia tetrarchy. Na pewno wiedział, jakie podejmuje ryzyko. Być może wiedział także o tym, że władca go niezwykle szanował. W Ewangelii Marka czytamy: „Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę [przed Herodiadą – przyp. red.]. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał” (Mk 6,20). Jan w oczach Heroda był kimś! Gdyby tylko stał się mniej jednoznaczny, gdyby zaczął nieco lawirować w ocenie grzesznej sytuacji niemoralnego małżeństwa Heroda, mogliby zostać przyjaciółmi… A jednak Jan podjął ryzyko, które jest miarą miłości bliźniego. Bo nie ma miłości bez prawdy. Natomiast prawdziwej przyjaźni nie buduje się na kłamstwie – taką pseudoprzyjaźń zbudował z Herodem Piłat (Łk 23,12).

Dla Jana inna relacja była najważniejsza. Kiedy jego uczniowie zwrócili mu uwagę, że ludzie odchodzą do Jezusa, Jan oznajmił im: „Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu” (J 3,28–29). Jan przyznał tymi słowami, że jest Przyjacielem Oblubieńca – dla Chrystusa pozyskiwał dusze. Także Heroda próbował przecież pozyskać dla Niego. A nawet więcej! Jan pozbywał się swoich bliskich, wyznaczając im właściwy cel: „Oto Baranek Boży” (J 1,36). Podobno jednym z jego uczniów był młodziutki Jan, czyli ten, którego Pan najbardziej umiłował (por. J 13,23). Zastanawiam się czasami, czy był on wcześniej także umiłowanym uczniem Chrzciciela… Czy także Chrzciciel tulił go do piersi?

Kapłan na miarę Jana Chrzciciela to ten, który przekazuje całą prawdę o Bogu i człowieku, czyli nie zastępuje teologii opowieściami o życiu, „pudrującymi” Ewangelię. To ten, który głosząc, nie kokietuje tłumów, lecz tłumy naucza. To kapłan, który z miłości do ludzi ryzykuje utratę ich sympatii i wiele więcej. To ten, który nie zatrzymuje uczniów, nie uzależnia ich od siebie, lecz wszystkich oddaje Chrystusowi. Prawdziwie umniejsza się, aby On wzrastał (por. J 3,30). Niczego nie zostawia dla siebie. Jak Baranek gotowy jest na każdy rodzaj męczeństwa. 

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.