Radość słuchania | Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela

Zdjęcie: Filip Mroz / Unsplash

23 czerwca 2022

Radykał nawołujący do nawrócenia. Wychowawca narodu. Surowy asceta. Istnieją przesłanki ku temu, aby tak postrzegać Jana Chrzciciela. A jednak, kiedy o nim myślę, widzę przede wszystkim człowieka przepełnionego radością i radość niosącego.

 

„Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie” (Łk 1,14) – tak o pojawieniu się Chrzciciela powiedział anioł do jego starego ojca, Zachariasza. I rzeczywiście, kiedy Jan rozpoczął publiczną działalność, „ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem” (Mt 3,5). Z ewangelii wiemy, że ludzie przychodzili do niego po poradę, wyznawali mu swoje grzechy, w końcu oddawali się w jego ręce, aby przyjąć chrzest. Kim był Jan? Co stoi za jego fenomenem? Pytany przez faryzeuszy o tożsamość, odpowiadał słowami proroka Izajasza: „Jam głos wołającego na pustyni” (J 1,23). Dlaczego mógł o sobie tak powiedzieć?

Zmysłem najlepiej rozwiniętym w pierwszym trymestrze życia małego człowieka jest słuch. Dziecko w fazie prenatalnej chłonie dźwięki, które dochodzą do niego z zewnątrz, rozpoznaje głos matki, a odpowiednia muzyka, jak przekonują eksperci, doskonale kształtuje jego wrażliwość i świetnie wpływa na samopoczucie. Od rozwoju układu słuchowego uzależnione jest wykształcenie się mowy werbalnej, a więc dalsze zdobycie umiejętności komunikacyjnych. Zanim jednak maluch będzie zdolny usłyszeć dźwięki narządem słuchu, odczuwa je poprzez receptory skórne, czyli odbiera dźwięki całym sobą. 

Kiedy Maryja przybyła do domu Zachariasza, Jan miał już sześć miesięcy. Elżbieta na przywitanie Maryi odpowiedziała radosnym okrzykiem: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona!” (Łk 1,42). Mały Jan, słysząc pozdrowienie Maryi, z radości – jak mówi Elżbieta – poruszył się w jej łonie. Następnie Maryja zaśpiewała swój kantyk: „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (Łk 1,46.47). Maleńki Jan w towarzystwie swojego maleńkiego kuzyna Jezusa usłyszał dwie piękne modlitwy: Ave Maria i Magnificat.

Maryja została u swoich krewnych przez trzy miesiące. Możemy sobie wyobrazić, że podczas Jej wizyty w domu Zachariasza hymny chwalące Boga rozbrzmiewały po wielokroć, że obie kobiety opowiadały sobie nawzajem „jak wielkie rzeczy uczynił (im) Wszechmocny” (Łk 1,49). A zatem Jan, przebywając w łonie swojej mamy, mógł wsłuchiwać się także w głos Matki Boga. Maryja w tym samym czasie, w którym biologicznie kształtowała w swoim łonie Jezusa, duchowo kształtowała także Jana. Czy nie jest on pierwszym, wobec którego realizuje duchowe macierzyństwo? Zanim Jan Ewangelista usłyszał pod krzyżem od Jezusa: „Oto Matka Twoja” (J 19,27), Jan Chrzciciel – jeszcze przed swoim narodzeniem – doświadczył macierzyńskiej czułości Matki Słowa.

Ale odchodząc z domu Zachariasza Maryja oddała głos nie tylko ojcu, lecz przede wszystkim samemu Ojcu, który wkrótce zaczął przemawiać do chłopca na pustyni. O tym wspomina Jan w późniejszych latach: „Ten, który mnie posłał (…) powiedział do mnie…” (J 1,33). 

Czy Maryja mogła nie poczekać na narodziny małego proroka? Skoro św. Łukasz odnotował, że przybywszy do krewnych w szóstym miesiącu ciąży Elżbiety, pozostała u nich przez trzy miesiące, to jest to zarazem informacja, iż pozostała aż do rozwiązania, a więc towarzyszyła Chrzcicielowi w jego przyjściu na świat. Czy Jej udział w odbieraniu porodu nie jest oczywisty? Czy nie jest wysoce prawdopodobne, że jako pierwsza nosiła małego Jana na rękach, kiedy jego mama zmęczona porodem odpoczywała? Wiele wskazuje na to, że sam poranek swojego życia Jan spędził w ramionach Matki Boga. Być może odeszła z domu Zachariasza dopiero wtedy, gdy ten odzyskał głos, tj. ósmego dnia po narodzinach dziecka. A był to dzień nadania chłopcu imienia, zatem zapytany o zdanie Zachariasz – wcześniej zamilkły na skutek niedowiarstwa – w końcu wyznał wiarę, pisząc na tabliczce: „Jahwe jest łaskawy”, bo to właśnie oznacza imię Jan. Następnie odśpiewał swój kantyk, który w tym kontekście można odczytać jako kontynuację pieśni Maryi. Ona oddała głos Zachariaszowi, podobnie jak po zesłania Ducha Świętego zniknęła z kart Dziejów Apostolskich, oddając głos Piotrowi (Dz 2,14-36). Ale odchodząc z domu Zachariasza oddała głos nie tylko ojcu, lecz przede wszystkim samemu Ojcu, który wkrótce zaczął przemawiać do chłopca na pustyni. O tym wspomina Jan w późniejszych latach: „Ten, który mnie posłał (…) powiedział do mnie…” (J 1,33). 

Tak jak warunkiem wykształcenia się mowy jest prawidłowy rozwój aparatu słuchowego, tak warunkiem realizacji prorockiej misji Chrzciciela, w której miał stać się głosem, była jego gotowość do słuchania. Na początku swojego świętego życia rozkoszował się głosem Matki, później, wyprowadzony przez Ducha na pustynię, w ciszy wsłuchiwał się w głos Ojca, odkrywając swoje powołanie, prawdę o sobie, by potem umieć rozpoznać Prawdę – Baranka (J 1,29). Mógł śmiało odpowiadać na pytanie faryzeuszy: „Kim jesteś?” (J 1,19), ponieważ poznał swoją tożsamość dzięki otwartości na głos Matki i Ojca.

Jest jeszcze jeden moment, w którym Jan mówi o sobie: „Ten, kto ma oblubienicę, jest Oblubieńcem; a przyjaciel Oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu” (J 3,29). Jan jest przyjacielem Oblubieńca i ostatecznie to głos Oblubieńca jest tym, który miał dotrzeć do jego uszu. Jan znów doznał radości, tym razem „najwyższej radości”, i wołał ze szczęścia, kiedy widział dusze zakochane w Chrystusie i Jego, Chrystusa, szczęście. 

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Pierwodruk: Karolina Staszak, Radość słuchania, „Tota Tua” 6/2021 (2).