My, poganie? | Święto Ofiarowania Pańskiego

Zdjęcie: Josh Applegate / Unsplash

2 lutego 2023

Chrystus jest Światłem, które – w tajemnicy rozważanej dziś przez Kościół – do świątyni jerozolimskiej wnosi Matka Boża. Maryja potrafi też rozjaśniać tym Światłem mroki naszych serc. Czasami jednak przypominają one pogańskie sanktuaria zupełnie niegotowe na przyjęcie Chrystusa. W święto Ofiarowania Pańskiego nie mogę przestać myśleć właśnie o tym aspekcie – nasze pogaństwo tu i teraz. Czym ono jest? I jak się go pozbyć?

 

„Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,30–32) – śpiewa stary Symeon, biorąc w objęcia Dzieciątko Jezus. Czy jednak rzeczywiście spełniły się te słowa? Przecież nie cały Izrael przyjął Mesjasza Pańskiego, lecz jedynie garstka Izraelitów. A poganie? Czy wielu z nich nie zignorowało swojego oświecenia? Chrystus powiedział: „ta Ewangelia o królestwie będzie głoszona po całej ziemi, na świadectwo wszystkim narodom” (Mt 24,14), a przecież obserwując dzisiejszą rzeczywistość, można mieć wątpliwości, czy Dobra Nowina faktycznie dotarła na krańce świata. Nie chcę podawać w wątpliwość misji prowadzonych przez Kościół katolicki, myślę jednak, że trzeba zwrócić uwagę nie tylko na geografię chrystianizacji, skoro na każdym kroku widać, że Światło nie dotknęło krańców serc wielu z tych, którzy mianują się dziś uczniami Chrystusa. Musimy przyjąć trudną prawdę, która w zasadzie powinna być oczywista, ale gdzieś nam się zagubiła wśród zawyżonych statystyk – jeśli Chrystus mówi do apostołów: „Idźcie więc i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów” (Mt 28,19), to nie zapowiada tymi słowami wielkich „owoców”, lecz jedynie wielki trud. Nie obiecuje przecież, że w każdym narodzie każdy Jego wyznawca przyjmie Jego krzyż – a tylko to jest warunkiem rzeczywistego pójścia za Nim. Najprecyzyjniej treść ostatniego nakazu Nauczyciela formułuje św. Marek: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,15–16). Więc ta prawda, którą gdzieś zagubiliśmy, brzmi: Dobra Nowina wymaga od nas radykalnego wyboru drogi – zbawienie lub potępienie. Symeon wyraża to w słowach: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34).

Jest taki bożek, któremu hołduje wielu wiernych, także tych mocno i ortodoksyjnie zaangażowanych w sprawy Kościoła katolickiego.

Joseph Ratzinger już w 1958 roku przestrzegał Kościół w Europie, że „w jego centrum wyrasta neopogaństwo”, grożąc „drenażem od wewnątrz”. Warto więc zadać sobie pytanie, czy jako chrześcijanie nie przyczyniamy się do coraz głębszego przenikania neopogańskiej mentalności do samego Kościoła? I nie mam tu na myśli synkretyzmu religijnego, z którym zmaga się np. kościół w Japonii. Nie mam na myśli „protestantyzacji” katolicyzmu, oznaczającej nie tylko zmianę w podejściu do liturgii, ale także nową moralność. Jest taki bożek, któremu hołduje wielu wiernych, także tych mocno i ortodoksyjnie zaangażowanych w sprawy Kościoła katolickiego.

Przeżywając trudną rzeczywistość Kościoła, wyznałam kiedyś przyjacielowi: „Nie interesuje mnie chrześcijaństwo. Interesuje mnie chrystocentryzm. Różnicę między pierwszym a drugim uświadamia Maryja”. Użyłam terminu „chrześcijaństwo” w znaczeniu negatywnym, ponieważ z bólem dostrzegam, że wielu chrześcijan bardzo często wcale nie stawia w centrum Chrystusa. Kościół w swym nauczaniu jest chrystocentryczny – ufam, że właśnie dlatego, iż przyjmuje perspektywę Matki Bożej, Matki Kościoła. Jednak w życiu duchowym tak wielu świeckich, konsekrowanych, prezbiterów czy nawet biskupów Maryja praktycznie nie istnieje. A przecież to Ona pomaga pozbyć się wyjątkowo niebezpiecznego bożka. Ten bożek nazywa się ego.

Maryja jest więc Tą, która niosąc Chrystusa, nasze Światło, przynosi nam ratunek, a także dostarcza skutecznej metody pozwalającej z tego ratunku skorzystać.

Religia egocentryzmu jest idealnie dopasowana do wyznawcy – doskonale zindywidualizowana, dlatego uniwersalna. Choć ten kult można spotkać wszędzie, to jednak, kiedy mamy z nim do czynienia wewnątrz Kościoła, Mistycznego Ciała, jest on wyjątkowo ohydny. Dlatego to właśnie Maryja, jako Matka, która to Ciało zrodziła oraz jako Oblubienica Ducha Świętego, który Mistyczne Ciało Chrystusa stale odnawia, najlepiej wie, jak Je uzdrowić. Przede wszystkim uczy nas postawy przeciwnej egocentryzmowi. Święty Ludwik w Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny pisze o konieczności zaparcia się siebie na Jej wzór: „…trzeba codziennie zamierać sobie samemu, tzn. trzeba dzierżyć na wodzy władze duszy i zmysły ciała, trzeba patrzeć, jakby się nic nie widziało, słyszeć, jakby się nic nie słyszało, posługiwać się rzeczami tego świata, jakby się ich nie używało. Święty Paweł nazywa to codziennym umieraniem: quotidie morior. «Jeśli ziarno pszeniczne nie wpadnie w ziemię i nie obumrze, pozostanie samo jedno». Jeśli nie zemrzemy sami sobie i jeśli najświętsze nasze praktyki religijne nie doprowadzą nas do tej śmierci tak koniecznej, a zarazem tak życiodawczej, nie przyniesiemy owocu pożytecznego; nasze nabożeństwa będą bezużyteczne, a wszystkie nasze dobre uczynki będą skażone miłością własną i samowolą. I dlatego Pan Bóg brzydzić się będzie największymi naszymi ofiarami i najlepszymi uczynkami, a w chwili śmierci z próżnymi staniemy rękoma, tzn. bez cnót i zasług i nie będzie w nas ani iskry czystej miłości. Bo miłość taką posiadają tylko dusze obumarłe sobie, których życie jest z Jezusem Chrystusem ukryte w Bogu” (Traktat 81).

Maryja – wzór duchowości obumierającego ziarna, czyli ofiarowania siebie i wszystkiego, co najcenniejsze Bogu. Ona, niosąc Chrystusa, nasze Światło, przynosi nam ratunek, a także dostarcza skuteczną metodę pozwalającą z tego ratunku skorzystać. Ciemnością, która próbuje pochłonąć Kościół naszych czasów jest egocentryczna mentalności tego świata, dlatego najlepsze, co możemy zrobić, to – trzymając Matkę za rękę – trochę zapomnieć o sobie.

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.