Samotność | powołania (cz. I)

Zdjęcie: Nicolas Dmitrichev / Unsplash

12 sierpnia 2022

Jezus powołuje każdego człowieka a „Jego powołanie jest pociągające i fascynujące”, jak pisze papież Franciszek w adhortacji Christus vivit. Czy samotność taka jest? Czy istnieje coś takiego, jak powołanie do samotności?

 

Formuła „powołanie do samotności” zawsze wydawała mi się podejrzana. Wszystko, co wiem na temat Boga, przeczy opinii, jakoby powoływał On człowieka do życia w samotności. Nawet pustelnicy nie są przecież do niej powołani! Wydaje się, że zwolennicy formuły „powołanie do samotności” – najprawdopodobniej ze szlachetnych pobudek udzielenia emocjonalnego wsparcia ludziom doświadczającym samotności – rezygnują z głoszenia prawdy o człowieku.

W chrześcijaństwie można wyróżnić powołanie w szerokim i wąskim rozumieniu tego słowa. W pierwszym znaczeniu chodzi o wezwanie każdego człowieka do pełni miłości, czyli do świętości. W soborowej konstytucji Lumen gentium czytamy: „Wszyscy w Kościele, niezależnie od tego, czy należą do hierarchii, czy są przedmiotem jej funkcji pasterskiej, powołani są do świętości, zgodnie ze słowami Apostoła: «Albowiem wolą Bożą jest uświęcenie wasze» (1 Tes 4,3)” (39). A zatem w najbardziej szerokim sensie powołanie jest wezwaniem, jakie Bóg kieruje do każdego człowieka, aby ten zechciał żyć z Nim we wspólnocie. Trudno uznać, że ma coś wspólnego ze samotnością. Wręcz przeciwnie – najbardziej dotkliwa samotność pojawia się w życiu człowieka, gdy rezygnuje on ze wspólnoty z Bogiem.

Obok tego podstawowego powołania do świętości mówimy także o powołaniu w wąskim znaczeniu tego słowa. Temat ten doprecyzował Jan Paweł II w słowach skierowanych do młodzieży: „Na mocy chrztu przyjęliście na początku to zaproszenie Boże, to znaczy powołanie do miłości. Miłość ta jednak wyraża się na różne sposoby i dlatego Bóg wzywa ludzi do różnych stanów życia”[1]. Następnie papież wymienia trzy takie stany: małżeństwo, kapłaństwo i konsekrację zakonną. Pojawia się więc pytanie, co z tymi, którzy nie odnajdują się w tych stanach. Czy nie są oni w jakiś szczególny sposób powołani właśnie do samotności?

Już na pierwszych kartach Biblii spotykamy się z jasno wyrażoną wolą Boga, aby człowiek nie żył w samotności. Po stworzeniu Adama „Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc»” (Rdz 2,18). Wcześniej Bóg stworzył zwierzęta, które nie mogły być odpowiednią pomocą dla mężczyzny, stała się nią dopiero kobieta. Autor natchniony ma tu oczywiście na myśli pomoc nie w samej pracy, lecz w budowaniu wspólnoty. Wyjaśnia się to w dalszej części tekstu, kiedy mężczyzna mówi: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta”. I zaraz po tych słowach znajdujemy wyjaśnienie: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). A zatem według relacji biblijnej kobieta umożliwiła przekroczenia samotności, którą odnajdował w sobie Adam. Jednak ta pierwotna samotność nie dotyczy tylko mężczyzny. Jak zauważa w swoich katechezach Jan Paweł II, „dopiero od chwili stworzenia pierwszej kobiety [człowiek] zostaje określony jako mężczyzna. Tak więc w momencie, w którym Bóg Jahwe wypowiada owe słowa o samotności, odnoszą się one do samotności «człowieka», a nie tylko «mężczyzny»”[2]. Innymi słowy chodzi o to, że „nie jest dobrze, żeby człowiek był sam”. Widzimy więc, że jesteśmy powołani do wspólnoty – najpierw do wspólnoty z Bogiem, a następnie z drugim człowiekiem. 

Kiedy więc nie jest możliwa wspólnota małżeńska, tym bardziej należy pamiętać o powszechnym powołaniu do świętości – poprzez krzyż, którym jest samotność, a także wynikające z niej poczucie niesprawiedliwości, niższości, niezrozumienia.

Nie zawsze jednak ta wspólnota z drugim człowiekiem jest możliwa. Jezus w odpowiedzi na pytanie uczniów o małżeństwo stwierdza: „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19,11-12). W pierwszym wypadku chodzi o poważne upośledzenie – czy to fizyczne, czy psychiczne – które uniemożliwia chorej osobie wejście w trwały związek i wzięcie na siebie trudu i odpowiedzialności za budowanie relacji. W drugim wypadku chodzi o tych, którzy choć mogliby zawrzeć małżeństwo, to z powodu innych ludzi, np. rodziny, która wywiera jakieś naciski, nie czynią tego. Można tutaj mówić także o sytuacji, w której znajduje się osoba zdrowa, lecz zdewastowana emocjonalnie przez innych – ktoś taki może zwyczajnie nie potrafić już nikomu zaufać. Kiedy więc nie jest możliwa wspólnota małżeńska, tym bardziej należy pamiętać o powszechnym powołaniu do świętości – poprzez krzyż, którym jest samotność, a także wynikające z niej poczucie niesprawiedliwości, niższości, niezrozumienia. Tylko w trzecim wypadku, o którym wspomina Jezus, możemy mówić o powołaniu w wąskim tego słowa znaczeniu, gdyż niektórzy zostają powołani do bezżenności ze względu na królestwo niebieskie, czyli po to, aby nie zakładając rodziny, tym bardziej oddać się służbie Bogu i bliźnim. Natomiast z całą pewnością nie można powiedzieć, że Bóg powołuje człowieka do samotności, kiedy motywacją wyboru takiego „stanu” jest wygoda, kariera czy też niechęć do trwałych związków tzn. niechęć do podejmowania odpowiedzialnych decyzji.

Papież Franciszek w adhortacji Christus vivit pisze, że Jezus idzie między nami, tak jak to czynił w Galilei. „Przechodzi przez nasze ulice, zatrzymuje się i patrzy nam w oczy, bez pośpiechu. Jego powołanie jest pociągające i fascynujące. Ale dzisiaj niepokój i szybkość tak wielu bodźców, które nas bombardują, sprawiają, że nie ma miejsca na tę ciszę wewnętrzną, w której dostrzegamy spojrzenie Jezusa i słyszymy Jego wołanie. W międzyczasie otrzymasz wiele propozycji dobrze opakowanych, które wydają się piękne i intensywne, choć z czasem zostawią cię tylko pustym, znużonym i samotnym. Nie pozwól, aby tak ci się przydarzyło, ponieważ turbina tego świata wciąga cię w bezsensowny bieg, bez ukierunkowania, bez jasnych celów. W ten sposób zmarnuje się wiele twoich wysiłków. Lepiej szukaj tych przestrzeni spokoju i ciszy, które pozwolą ci się zastanowić, pomodlić, spojrzeć lepiej w otaczający cię świat, a wtedy wraz z Jezusem będziesz w stanie rozpoznać, jakie jest twoje powołanie na tej ziemi” (277). Spokój i cisza – ich brak w życiu młodego człowieka może skutkować czymś tak dramatycznym, jak rozminięcie się ze swoim powołaniem, jak niezrealizowanie Bożego, czyli najlepszego pomysłu na siebie. W tym kontekście należy zauważyć, że styl życia, jaki kreujemy – czy to jako duszpasterze, rodzice, czy po prostu ludzie dorośli w Kościele – ma większe znaczenie dla przyszłości młodych niż nam się niekiedy wydaje. 


[1] Podręcznik pokolenia JP II. Ojcowskie słowo do młodych świata, Polski i Lednicy, Poznań 2008, s. 147.
[2] Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do początku, Lublin 1982, s. 29.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Rozszerzona wersja tego artykułu ukazała się w miesięczniku „W drodze” 7/2019.