Mój odważny nauczyciel

Zdjęcie: LaPresse

13 stycznia 2023

W ostatnim czasie w mediach mogliśmy przeczytać wiele tekstów na temat niedawno zmarłego papieża seniora. Niektórzy powrócili do komentowania jego abdykacji, która wciąż budzi kontrowersje, a niekiedy także inspiruje przykre zarzuty. Skoro jednak jesteśmy chrześcijanami, dlaczego nie interpretujemy rzeczywistości w kategoriach duchowych?

 

Jestem uczniem papieża Benedykta XVI. To nieważne, że nigdy z nim nie rozmawiałem, a nasza korespondencja ograniczyła się do dwóch listów. Decyzja o nawiązaniu relacji mistrz-uczeń zapadła po stronie ucznia, a mistrz hojnie dzielił się mądrością. Nauczyciel wywiera wpływ nie tylko przez treść nauczania, ale również poprzez swoją postawę wobec podejmowanych problemów oraz spójność pomiędzy głoszoną doktryną a własnym postępowaniem. Niedoścignionym wzorem takiego nauczyciela jest oczywiście sam Jezus Chrystus, którego wszystkie słowa i gesty mają znaczenie. Ale także słowa i gesty jego ziemskich namiestników bywają pełne duchowych treści.

Piotr jak Piotr

W 2005 roku rozważania Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum przygotował jeszcze jako kard. Joseph Ratzinger. Przy stacji IX – „Trzeci upadek Pana Jezusa pod krzyżem” – przyszły papież mówił: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron”[1]. Kilka tygodni później objął jej ster.

Przyjrzyjmy się jednemu z tych ewangelicznych obrazów zagrożonej sztormem łodzi. W narracji św. Mateusza scena burzy na jeziorze zaczyna się następująco: „[Jezus] przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny” (Mt 14,22-24). Myślę, że w tych słowach rzeczywiście możemy zobaczyć opis stanu Kościoła ostatnich dziesięcioleci. Niejednokrotnie odnosiliśmy wrażenie, że jesteśmy miotani falami rozmaitych oskarżeń ze strony świata. Doświadczaliśmy przeciwnych wiatrów świeckiej postępowej myśli. Rozmaite prądy intelektualne zdawały się unosić naszą łódź na mieliznę. A Jezusa jakby nie było z Kościołem. Jakby wyprawił nas w samodzielny rejs, a sam zniknął. Czasami bardzo brakowało nam świadomości, że On przecież nieprzerwanie wstawia się za nami u Ojca.

Zobaczmy jednak, że Pan nie zostawił swoich uczniów, lecz – jak relacjonuje ewangelista Mateusz – „o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze”. Jezus przyszedł, nie zwracając uwagi na żywioły, ponieważ jest ich Panem. Natomiast uczniowie, gdy Go zobaczyli „zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli”. Najpierw bali się burzy, gdy jednak ujrzeli ktoś, kto wyraźnie panuje nad sytuacją, jego pojawienie się także ich przestraszyło. Znali już Nauczyciela, widzieli cudowny połów ryb, liczne uzdrowienia, ale to Jego przyjście obudziło w nich strach. On jednak umacnia ich serca: „Odwagi!” (lub: „Odważcie się!”). A dalej: „Ja jestem, nie bójcie się!”. I tutaj następuje kluczowy moment opowieści. Na wezwanie Jezusa reaguje Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!”. Jezus więc woła do niego: „Przyjdź!”. Co to oznacza?

Piotr był jedynym, który odważył się zweryfikować tożsamość postaci idącej do nich po tafli niespokojnego morza. Opuścił łódź i ruszył w kierunku jeszcze nie do końca rozpoznanego Jezusa. Zewnętrznie ta postać wydawała się podobna do ich Mistrza, ale nie wiedzieli, czy to na pewno On. O tym można było się przekonać tylko uczestnicząc w Jego mocy – „…każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Te kilka kroków, które zrobił Piotr, doprowadziły do rozpoznania Jezusa. Wydaje mi się, że Piotr zostawił wspólnotę w łodzi miotanej falami i zdecydował się na absurdalne przejście po wodzie, tylko w tym celu, by przekonać resztę uczniów, że to naprawdę jest Mistrz. Przecież Piotr wyszedł nie po to, by ocalić siebie… Wręcz przeciwnie! Wychodząc, wiele zaryzykował, ale był to jedyny sposób, aby uczniowie przekonali się o obecności Jezusa pośród burzy. Tylko uczestnictwo w Jego mocy, może zweryfikować Jego tożsamość. Do tego potrzeba odwagi.

Historyczna decyzja Benedykta XVI to w moim odczuciu wskazanie na prymat Boga w życiu Kościoła. Wszystko tu jest „na Jego słowo” – i zarzucanie sieci, i chodzenie po wodzie, i życie w ukryciu, i w końcu śmierć.

Tak właśnie widzę Benedykta XVI. Kiedy łódź Kościoła wciąż była miotana falami, niektórzy już obwieszczali, że Chrystus nas zostawił. Owa płynna nowoczesność, opisywana przez filozofów i socjologów, zaczęła nas jakby zalewać. I właśnie w tym momencie, kiedy potrzebowaliśmy skały, niezawodnego oparcia, nasz Piotr zdecydował się na wyjście z łodzi, którą kierował… Jestem przekonany, że ten mocny gest Benedykta XVI miał takie samo znaczenie jak zachowanie apostoła Piotra. Ojciec Święty chciał nas przekonać, że Chrystus – choć czasami może się nam wydawać, że o nas zapomniał – tak naprawdę jest z nami także w sytuacji burzy. Historyczna decyzja Benedykta XVI to w moim odczuciu wskazanie na prymat Boga w życiu Kościoła. Wszystko tu jest „na Jego słowo” – i zarzucanie sieci, i chodzenie po wodzie, i życie w ukryciu, i w końcu śmierć. Benedykt XVI wykonał ten krok dla nas, abyśmy zobaczyli, że Chrystus nie pozostaje w tyle, wręcz przeciwnie, On stale nas wyprzedza. I nawet po tej płynnej nowoczesności można stąpać śmiało. Musimy tylko w pełnym zaufaniu patrzeć na „Tego, który nam w wierze przewodzi” (Hbr 12,2). Benedykt XVI choć oddał ster łodzi Kościoła młodszemu następcy, to przecież wciąż pokazywał jedyny właściwy kierunek – ku Chrystusowi.

Piotr jak Abraham

W swoim liście do Benedykta XVI, który napisałem po jego abdykacji, wyznałem mu, że przypomina mi Abrahama. Ten patriarcha odpowiedział na tajemnicze wezwanie Boga, będąc już w podeszłym wieku. Abraham otrzymał przyrzeczenie: „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,3). Ale Bóg nie tylko złożył Abrahamowi obietnicę. Jakiś czas później odsłonił przed nim również troskę swego serca. Po wizycie trzech aniołów, kiedy patriarcha odprowadzał ich ku Sodomie, „Pan mówił sobie: «Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić?»” (Rdz 18, 16-17). Cóż takiego zamierzał uczynić Bóg? Wyjaśnia On swojemu słudze: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich są bardzo ciężkie. Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się” (Rdz 18, 20-21). A zatem Bóg, idąc do Sodomy w celu dokonania nad nią sądu, zatrzymał się w gościnie u Abrahama, aby pokazać mu dramat grzechu.

We wspomnianych już rozważaniach Drogi Krzyżowej kard. Joseph Ratzinger mówił: „Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem”[2]. Natomiast pod koniec swojego pontyfikatu podczas kolacji urodzinowej w 2012 roku, na którą zaprosił kardynałów, powiedział: „Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa. Święty Augustyn powiedział, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż do pogardzania Bogiem, i miłości Boga, aż do pogardzania sobą w męczeństwie. My uczestniczymy w tej walce…”[3]. Niecały rok później papież abdykował, ale podobno już wtedy – jak twierdzą jego bliscy – myślał o tym kroku. Czy to oznacza, że przestał walczyć?

Odchodząc, wskazał na prymat modlitwy w życiu Kościoła. Myślę, że wypraszał błogosławieństwo dla Ludu Bożego i walczył o nawrócenie grzeszników.

Kiedy Bóg ukazał wyprowadzonemu na pustynię Abrahamowi dramat grzechu, zrobił to chyba dlatego, że wiedział, jaka będzie jego odpowiedź. Abraham natychmiast zareagował modlitwą wstawienniczą, czyli rozmową z Bogiem, której celem było uchronienie sprawiedliwych przed Bożym gniewem. Odczytuję gest Benedykta XVI także w tym kluczu. Papież dostrzegając grzech – zarówno w świecie, jak i w Kościele – i jednocześnie zdając sobie sprawę z faktu, że nie ma już sił na prowadzenie tak potężnej instytucji, postanowił w sposób szczególny skupić się na walce duchowej. Odchodząc, wskazał na prymat modlitwy w życiu Kościoła. Myślę, że wypraszał błogosławieństwo dla Ludu Bożego i walczył o nawrócenie grzeszników. Upodabnia go to nie tylko do Abrahama, ale także do samego Chrystusa, który „wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić”.

Odwaga

„My uczestniczymy w tej walce, a w walce ważne jest mieć przyjaciół” – kontynuował papież swoje urodzinowe przemówienie. Kierując słowa do swoich przyjaciół z Kolegium Kardynalskiego, powiedział: „Dziękuję wam za tę jedność w radościach i bólach. Idziemy naprzód. Pan powiedział: «Odwagi, Jam zwyciężył świat». Jesteśmy w «drużynie» Pana, a zatem w drużynie zwycięskiej”[4]. W Ewangeliach Jezus tylko dwukrotnie zachęcał uczniów do tego, by byli odważni. Pierwszy raz, kiedy szedł do nich po wodzie, drugi – gdy podczas ostatniej wieczerzy mówi apostołom o misji, jaką będą musieli podjąć i o jej konsekwencjach: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat»” (J 16,33). Ciekawe, że wezwanie do odwagi łączy tylko te dwie sceny, a ich przywołanie przez papieża sprawia, że słowa o odwadze jakby ramują jego pontyfikat. Czy nie jest to podpowiedź, skąd czerpać siłę, by nawet podczas burzy na skutek lęku nie stracić orientacji ? Przyjaźń pasterzy Kościoła wokół Eucharystii – to jest nasze źródło mężności.

Kiedy wspominam papież Benedykta XVI, to widzę go przede wszystkim jako człowieka mężnego. Choć zewnętrznie nie przypominał skały, a jego abdykację niektórzy uznają za ucieczkę, to był człowiekiem niezwykle odważnym – odwagą z innego porządku. Scharakteryzował ją, kiedy pisał o tym, jakie cechy powinien mieć biskup: „Musi być dzielny. Taka dzielność nie polega na uderzaniu, na agresywności, lecz na pozwoleniu, by być uderzonym, i opieraniu się kryteriom dominujących poglądów. Odwaga wytrwania w prawdzie jest niezbędnie konieczna u tych, których Pan posyła jak owce między wilki”[5].


[1] Rozważania kard. Ratzingera do Drogi Krzyżowej, https://www.ekai.pl/rozwazania-kard-ratzingera-do-drogi-krzyzowej/, [dostęp: 6.01.2023]
[2] Rozważania kard. Ratzingera do Drogi Krzyżowej, tamże.
[3] Za https://www.gosc.pl/doc/1160521.Kosciol-wojujacy-pojecie-niemodne-lecz-prawdziwe, [dostęp: 6.01.2023].
[4] Tamże.
[5] Za https://wpolityce.pl/polityka/148069-benedykt-xvi-priorytetowe-znaczenie-ma-dzis-dla-biskupa-odwaga-sprzeciwu-wobec-dominujacych-kierunkow-musi-byc-dzielny, [dostęp: 6.01.2023].


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.