Proste metody | wprowadzenie (cz. III)
W celu odkrywania coraz głębszego znaczenia słowa Bożego należy nie tylko zwracać uwagę na gramatyczne i literackie aspekty tekstu, o których pisałem w poprzedniej części, ale warto także stosować pewne proste metody pozwalające lepiej przyswoić sobie natchnioną treść. Sama umiejętność czytania zdecydowanie nie wystarcza – przeczytany tekst musi jeszcze dotrzeć do naszej świadomości.
Gdy czytamy Biblię, często nasz mózg w sposób automatyczny dopowiada wątki, które znamy. Przebiegamy szybko wzrokiem po linijkach i już wiemy, że mamy do czynienia z dobrze znaną historią. Czasem jednak dochodzi do tego, że widzimy w tekście rzeczy, których tam w ogóle nie ma. Na przykład wiele osób jest przekonanych, że apostoł Paweł pod Damaszkiem upadł na ziemię z konia. W rzeczywistości w tekście Dziejów Apostolskich nie ma mowy o koniu, jest tylko powiedziane, że Szaweł upadł na ziemię. Koń pojawił się dopiero w przedstawieniach malarskich i stamtąd „przeskoczył” do naszej świadomości. Podobnie sprawa ma się z jabłkiem, którego skosztowała Ewa i które podała Adamowi – w tekście jest tylko owoc, ale nasza wyobraźnia ukształtowana przez niezliczone obrazy Adama i Ewy widzi jabłko. Tego typu przykładów można by podać więcej – bardzo często wyobraźnia podsuwa nam obrazy, które nie pochodzą z Pisma Świętego.
Pierwszym i najłatwiejszym sposobem powrotu do realnego tekstu jest przeczytanie go na głos. W starożytności na głos zarówno się modlono, jak i właśnie czytano słowo Boże, natomiast ciche czytanie jako wartość dopiero odkrywano. Świadectwo tego procesu możemy znaleźć w Wyznaniach św. Augustyna. W VI księdze wyraża on swój podziw dla św. Ambrożego, który czytał Pismo Święte jedynie oczyma (por. VI, 3). Zachwyt św. Augustyna był spowodowany tym, że w jego przekonaniu, żeby „czytać z zamkniętymi ustami”, trzeba być już w ogromnej zażyłości ze Słowem. Dlatego dla początkujących odpowiedniejsza jest głośna lektura – jest pierwszym etapem bycia ze Słowem, ale także dobrym sposobem na odświeżenie relacji z natchnionym tekstem. Myślę, że każdy lektor, który posługuje podczas Mszy Świętej, może potwierdzić to doświadczenie – czytając na głos, niejednokrotnie „odkrywa się” tekst na nowo.
Do dziś w Kościele, jeśli jakiś egzemplarz Biblii nie nadaje się już do użytku, jest spalany, a nie wyrzucany na śmietnik. Ten zwyczaj nie tylko pokazuje, jak wielki jest szacunek Kościoła do słowa Bożego, ale również powinien nam on uświadamiać, że podczas przepisywania zaczynamy obcować ze Słowem niemal fizycznie.
Drugą prostą metodą przyswajania tekstu jest jego ręczne przepisywanie. W średniowieczu mnisi spędzali wiele godzin na przepisywaniu świętych ksiąg. W tamtym okresie było to dzieło apostolskie, sposób na utrzymanie opactwa oraz – może przede wszystkim – praktyka ascetyczna, gdyż skupienie się na przepisywanym wycinku pozwala jeszcze lepiej wniknąć w jego treść. Warto jednak pamiętać, żeby nawet do przepisanego fragmentu Pisma Świętego podchodzić z szacunkiem i nie wyrzucać go do śmieci. To, że tekst został przepisany przez nas, nie oznacza, że jest przez to mniej święty – święty przecież nie jest papier, lecz święte są słowa. Do dziś w Kościele, jeśli jakiś egzemplarz Biblii nie nadaje się już do użytku, jest spalany, a nie wyrzucany na śmietnik. Ten zwyczaj nie tylko pokazuje, jak wielki jest szacunek Kościoła do słowa Bożego, ale również powinien nam on uświadamiać, że podczas przepisywania zaczynamy obcować ze Słowem niemal fizycznie.
Trzeci sposób to oczywiście robienie notatek z wybranych fragmentów. Już nie przepisywanie tekstu, ale notowanie tego, co nas poruszyło – w ten sposób tworzymy jakby zapis rozmowy z Bogiem. Możemy później powracać do tych fragmentów, zwłaszcza w momentach kryzysu wiary, aby zobaczyć, co nas kiedyś poruszało, co rozpalało nasze serce, dzięki czemu na powrót zbliżymy się do Boga.
W jednym z listów papież Damazy pisał do św. Hieronima: „Skoro od dłuższego już czasu śpisz i czytasz raczej, niż piszesz, postanowiłem obudzić cię postawionymi ci pytaniami, nie dlatego, iż nie powinieneś czytać – czytaniem jakby codziennym pokarmem żywi się i pokrzepia modlitwa, lecz aby czytanie wydało owoc w pisaniu”[1]. Święty Hieronim dobrze zrozumiał intencję papieża, któremu nie chodziło o to, że uczony drzemał w ciągu dnia albo zasypiał nad książką, ale o to, że czytanie i pisanie wzajemnie się stymulują. Dla papieża Damazego czytanie bez pióra w ręku było jakby snem.
Czwartym i ostatnim sposobem głębszego wnikania w tekst jest zapamiętywanie go. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa istniało bardzo niewiele egzemplarzy słowa Bożego, dlatego niektórzy ludzie uczyli się go na pamięć przez stałe powtarzanie danych ustępów. Ta metoda była szczególnie bliska ojcom pustyni, którzy nierzadko potrafili wyrecytować obszerne fragmenty Pisma Świętego.
Czytać na głos, przepisywać, notować, zapamiętywać – niech te cztery proste metody ożywiają naszą duchową lekturę słowa Bożego.
[1] Za: R. Przybylski, Pustelnicy i demony, Kraków 1994, s. 11-12.
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.
Pierwodruk: Wojciech Surówka OP, Proste metody, „Tota Tua” 8/2021 (4).