Droga Prawdy
Stacja I. Sąd
Prawda dokonuje sądu. Nie namiestnik, który stojąc z Nią twarzą w twarz, wątpi w Jej istnienie, a potem wychodzi, aby dać Jej świadectwo. Nie starszyzna żydowska, która Ją rozpoznała i odrzuciła dla doczesnych korzyści; co więcej, robi wszystko, by Ją unicestwić. Prawda samym swoim istnieniem i obecnością oddziela ziarno od plew, zboże od kąkolu.
Pod murami pretorium stoi Ta, która Prawdę rozpoznała i przyjęła – wielkodusznie, bez wahania, owocnie. Obumiera razem z rzuconym przez Ojca w glebę świata Logosem. On JEST Jej życiem.
Stacja II. Przyjęcie krzyża
Krzyż, zanim stanie się znakiem chwały, jest znakiem szyderstwa. Zanim miliony ludzi na całym świecie będą przed nim klękać, wielu będzie uciekać nawet przed jego widokiem. Prawda przyjmuje go dobrowolnie, chociaż ciężar i faktura ledwie ociosanej belki dotkliwie ranią już pokaleczone Ciało. To podkreśla, jak boleśnie wyrazisty jest kontrast między Nią a wrzuconym na Jej barki „argumentem” mającym świadczyć o Jej fałszywości.
Następuje jednak cud: ukryty, a przecież niezaprzeczalny – narzędzie śmierci, które jest postrzegane jako wyraz pogardy, właśnie rozpoczyna swoją drogę ku ołtarzom całego świata. Krzyż doświadcza cudu, który wcześniej dokonał się w ciele Matki – tam człowieczeństwo, dotychczas słabe i godne politowania, także stało się narzędziem zbawienia. To, co zostaje objęte przez Prawdę, ulega przemianie w Nią samą.
Stacja III. Pierwszy upadek
Prawda w pyle drogi, pod stopami. Tak łatwo Ją teraz podeptać, zlekceważyć – wystarczy dać krok i przejść ponad Nią, a może i po Niej. Jej człowieczeństwo – jedyne dostępne naszym zmysłom objawienie – osłabione torturami ostatnich godzin i przytłoczone ciężarem szyderstwa ukazuje swoją kruchość. Jak łatwo się pomylić i, idąc za opinią tłumu oraz wyrokami możnych tego świata, zanegować Prawdę, odrzucić objawienie.
Zresztą mówiono już o Nim, że odszedł od zmysłów. Wtedy w próbę powstrzymania Słowa Żydzi wciągnęli nawet Jego Matkę, jakby przeczuwając, że jeśli powołają się na Nią, uda się wpłynąć na Jej Syna. On wtedy odparł: „Kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mt 3,33). Teraz wolą Ojca jest, ażeby Syn poddał się ludziom; by Prawda legła w pyle drogi, pod ludzkimi stopami.
Stacja IV. Matka
Zanurzenie się w pełnym miłości spojrzeniu Matki to jeden z krótkich momentów odpoczynku podczas tej drogi. Błysk rozpoznania, potwierdzenia, przyjęcia. Przez oczy Matki przebija spojrzenie Ojca, mówiącego: „Tyś jest Mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11). Spotkanie oczu staje się jak haust krystalicznej, chłodnej wody, delikatny dotyk wspierającej dłoni.
Kiedy w tłumie wrogich lub, co gorsza, obojętnych spojrzeń Prawda odnajduje choć jedno, które Ją rozpoznaje, może na nowo rodzić się dla świata. Ten, kto rozpoznaje Ją, nawet w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, staje się gotowy, by za Nią podążać i Ją głosić. W nim ponownie dokonuje się wcielenie, a Bogu składany jest jedyny kult, w którym On ma upodobanie – prawdziwy, bez cienia fałszu czy obłudy.
Stacja V. Szymon z Cyreny
Matka nie mogła wziąć na siebie krzyża Syna, jednak został przymuszony do tego ktoś inny – przypadkowy człowiek wracający z pola, chcący przeczekać w domu najgorętsze godziny dnia. Musiał czuć złość, gdyż odebrano mu oczekiwane dobro i zmuszono go do udziału w czymś, w czym nie miał ochoty uczestniczyć.
Jak to jest – być mimowolnym świadkiem Prawdy? Pragnąć tylko świętego spokoju, a zostać zmuszonym do dźwigania na sobie ciężaru szyderstwa? Krzyżowanie Prawdy odbija się też na tych, którzy wydają się jedynie przechodzić obok, bez zaangażowania, zajęci swoją codziennością. Zostają w nie wciągnięci i ich świat zostaje przemieniony, nawet jeśli na początku nie są świadomi rozpoczynającej się transformacji.
Stacja VI. Weronika
Gest kobiety z tłumu wydaje się bezużyteczny – twarz Skazańca za moment będzie równie brudna jak przed jej otarciem. To tak powszednie. Wiele drobnych, codziennych gestów wydaje się nie zmieniać niczego, być jak kropla wody spadająca na granit. Jednak to one nadają codzienności posmak, sprawiają, że jest gorzka lub słodka, i w dłuższej perspektywie odciskają na nas swój niezatarty ślad.
Weronika choć na chwilę pozwala odzyskać obliczu Prawdy Jej czystość, nawet jeśli wynurzająca się spod warstw zanieczyszczeń twarz jest już niepodobna do siebie. Wykonuje gest Matki, przyjmuje na chwilę Jej rolę, stając się Jej ikoną. I znów dokonuje się cud przemiany, będący świadectwem tego, że Prawdy nie da się pokonać, bo Ona jest u fundamentów rzeczywistości. Oto brud, krew i pot zamieniają się w odciśnięte na chuście Oblicze – niezatarty ślad gestu miłości wobec Prawdy.
Stacja VII. Drugi upadek
Prawda opuszcza swoje miasto i upada na jego progu, jakby chciała jeszcze dać szansę na to, by przywołano Ją z powrotem. Jerozolima jednak nie jest świadoma tego, że właśnie wysłała Boga na śmietnik – żenią się, za mąż wychodzą, zajmują się handlem, wymieniają pieniądze, planują nadchodzące święta… W międzyczasie zauważą, może nawet ze współczuciem, że przy bramie pod ciężarem krzyża upadł jakiś skazaniec, po czym pobiegną do swoich spraw.
Na taką obojętność nie mogą sobie pozwolić ci, którzy Prawdę kochają, ani ci, którzy się Jej boją. Pierwsi całymi sobą czują ból tego upadku, drudzy czerpią z niego satysfakcję. Oni mają świadomość wagi dokonującego się dramatu i przeczuwają, że właśnie następuje zmiana, której cofnąć się nie da. A Prawda upada u bram obojętnego miasta i czeka, licząc, że może ono się obudzi, zanim dosięgną go konsekwencje obojętności.
Stacja VIII. Niewiasty jerozolimskie
Prawda nie potrzebuje komentarzy, w których razem ze łzami wycieka całe zaangażowanie. Płaczki z Jerozolimy jedynie spełniają obowiązek wobec skazańców. Jest to jednak spektakl, rola, którą wypada odegrać, by zmieścić się w przyjętych normach. Nie ma nic złego w przestrzeganiu tych ostatnich, ale jak ostry jest kontrast między wypracowanym szlochem płaczek a bólem Matki, której zapewne zabrakło już łez. Nad Synem, nad miastem, nad tymi, którzy nie rozpoznali dnia swojego nawiedzenia (por. Łk 19,44).
W słowach, które Prawda kieruje do kobiet z Jerozolimy, brzmi ostrzeżenie. Jednak nie tylko – także decyzja na wiarę we własne zmartwychwstanie. Delikatny szept nadziei, słowo rzucone tak, by wybić płaczące niewiasty z ich roli, nakłonić je do spojrzenia, które widzi, i płaczu, który płynie z uczestnictwa w bólu prowadzącym do nawrócenia.
Stacja IX. Trzeci upadek
Stamtąd było widać miejsce egzekucji, jednak Prawda mogła go nie dostrzegać, skupiona na tym, żeby iść. Któryś z niepewnie stawianych kroków zakończył się kolejnym upadkiem. Musiał on wzbudzić niepokój wśród tych, którzy chcieli Ją usunąć. Nie chcieli jeszcze Jej śmierci – najpierw konieczne było całkowite ośmieszenie, odebranie autorytetu, kontemplacja Jej nędzy. Przyzwyczajeni do mglistości i plastyczności fałszu myśleli, że Prawdę także da się rozmyć, zniekształcić, usunąć… Temu miał służyć ten makabryczny spektakl.
Wiele jednak zależy od oczu widza, który na niego patrzył. Prawda pogrzebana w pyle drogi nadal się żarzy i niesie w sobie iskrę istnienia – tej nie może zgasić nikt, bo jest uczestnictwem w istnieniu Trójjedynego. Rzucona w popiół, zamiast przepaść – kiełkuje, rozkwita i owocuje. Dobrze zna tę dynamikę Matka: Syn wziął z Niej wszystko, co ludzkie, i teraz zbliża się czas Jego owocowania. Najpierw jednak ma upaść, zanurzyć się w pyle.
Stacja X. Obnażenie
Grecy określali prawdę słowem aletheia odwołującym się do odsłonięcia, ukazania bez masek i kurtyn. Na Golgocie Prawda zostaje odarta z ubrania, z zasychającej krwi i naskórka. Stała się tym, od którego się odwraca wzrok, tak nieludzko oszpecony jest Jej wygląd (Iz 52,14). Nie zachęca on do Jej przygarnięcia, przyjęcia; budzi raczej uśmiech zażenowania i pragnienie, by odsunąć Ją z pola widzenia, zająć się czymś przyjemniejszym, łatwiejszym w odbiorze.
Inaczej patrzy Ta, która kocha. Jej oczy, które czerpią siłę z pełnego miłości serca, widzą Tego, który jest najpiękniejszy spośród synów ludzkich (Ps 45,3). Ona jedna rzeczywiście widzi Prawdę – nagą Prawdę.
Stacja XI. Ukrzyżowanie
Oprawcy się pomylili, gwóźdź się omsknął i trzeba było inaczej przybić jedną z rąk. Nogi też nie bardzo chciały się ułożyć; ostatecznie jedna z kostek została zwichnięta. W końcu jednak Prawdę udaje się wciągnąć na pal, a poprzeczna belka zostaje wbita w pionową. Można podziwiać ludzki strzęp. Obraz tego, co z Prawdą, która wydała się w ręce ludzi, potrafią oni zrobić… Bóg ukazuje na samym sobie, jak głęboko potrafimy zniekształcić to, co zostało nam objawione dla naszego zbawienia. Zniekształcić, a potem szydzić z owoców swego działania…
Patrzy na to Ta, która była u początku objawienia, która Prawdę przyjęła i troskliwie pielęgnowała, a kiedy Ją zagubiła w Jerozolimie – z troską Jej szukała. Dziesiątki lat starań, bliskości, wzrostu tak potwornie zrujnowanych w ciągu zaledwie jednego dnia… Ból wszystkich matek świata patrzących na umieranie ich dzieci i ta heroiczna decyzja, by zaufać Temu, z którego to Życie w Niej się poczęło…
Stacja XII. Śmierć
Zakrzyczana, zniekształcona, przesłonięta ludzką pogardą – czy tak niepodobna do siebie Prawda jest jeszcze Prawdą? Ten, który miał być Życiem, właśnie umiera; czy trzeba lepszego dowodu fałszywości Jego nauki? Kończy jak wszyscy fałszywi mesjasze.
Kończy jak wszyscy prawdziwi prorocy – oddając życie na świadectwo Prawdzie. To nie Ona umiera – pokonane zostaje tylko Jej ciało, ono jednak nie jest źródłem Jej życia. Prawda jest zakorzeniona o wiele głębiej w rzeczywistości, jest bardziej rzeczywista niż ci, którzy dokonali właśnie na Niej linczu.
Dobrze to rozumie Matka, bo Ona jedna pod krzyżem wie, jak dokonało się poczęcie. Wie, że to było wcielenie Syna Bożego i że Jego życie tylko w ludzkim wymiarze było z Niej. Szła jak Abraham na swoją Morię i chociaż bycie świadkiem śmierci swojego Dziecka nie było Jej oszczędzone, to jak patriarcha wierzy, że Słowo Boga zawieść nie może. A Ono zapowiedziało zmartwychwstanie.
Stacja XIII. Zdjęcie z krzyża
Spektakl się skończył, widzowie uciekli przed zmrokiem. Zgasło Światło świata i, paradoksalnie, na znak tego za chwilę rozjaśni się szabat. Maryja przyjmuje na swoje łono zgasły ludzki Kaganek, który z Niej wziął swoje człowieczeństwo. Wokół Matki i nieżyjącego Syna zebrało się grono tych, którzy wytrwali przy Prawdzie, nawet kiedy może się wydawać, że ostatecznie wykazano Jej fałsz. Dają się prowadzić miłości, która nakazuje pochować ciało skazańca z szacunkiem, w osobnym grobie, owinięte w całun ze szlachetnego płótna i z drogocenną chustą na twarzy. Jeszcze nie wiedzą o tym, że ich miłosierdzie, że każde miłosierdzie jest znakiem wieczności Prawdy. Zapowiedzią i źródłem znaków Jej zmartwychwstania.
Stacja XIV. Pogrzebanie
Grzebiącym wydaje się, że niosąc do grobu ciało Pana, zmierzają tam, gdzie wszystko się kończy. Złudzenie prysło, Prawda pozwoliła się zabić, trzeba będzie jakoś żyć dalej, nie mając punktu oparcia, azymutu, dzięki któremu można było podejmować decyzje… To nie jest doświadczenie ciemności – raczej mgły, w której światło jest tak rozproszone, że rodzi poczucie zagubienia zamiast prowadzić. Wszystkie dotychczasowe wielkie pragnienia i cele, do których przylgnęły ich serca, wydają się znikać za wielkim głazem zasuniętym na wejście do grobowej jaskini.
Tylko Matka nie gubi się we mgle. Skoro ludzkie rozumienie dosięgło swego kresu, Ona wchodzi w oślepiającą ciemność wiary z ufnością wobec przyjętego niegdyś Słowa. Ono będzie Ją prowadzić, aż rozbłyśnie w zmartwychwstaniu.
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.
Pierwodruk: Elżbieta Wiater, Droga krzyżowa prawdy, „Tota Tua” 3/2022 (11).