Zamieszkać w ciszy

Zdjęcie: Kristina Flour / Unsplash

1 lipca 2022

Kiedy wykonujemy codzienne obowiązki, raczej nie mamy komfortu, by trwać w kojącej ciszy, dlatego jest ona tak ważna przed eucharystycznym Obliczem Pana Jezusa. Dla niektórych jest to jedyny moment nie tylko duchowego, ale także sensorycznego wytchnienia, które ma ogromne znaczenie dla naszej ogólnej kondycji. Ale chodzi nie tylko o wytchnienie. Chodzi o danie sobie szansy na coś więcej. 

 

Zdarzyło mi się uczestniczyć w całonocnym czuwaniu przed Najświętszym Sakramentem, podczas którego w kaplicy adoracji cisza nie panowała nawet przez pięć minut. Prawdopodobnie grupa modlących się osób odmówiła wtedy wszystkie znane sobie litanie i koronki. Młody czytelnik od razu może pomyśleć, że zapewne chodzi o starsze panie – to one preferują wspólne odmawianie popularnych modlitw. Tak, było to całonocne czuwanie moderowane przez kilka starszych kobiet. Bywa przecież jednak, że także młodzi nie potrafią trwać w ciszy, czego doświadczyłam na pewnych młodzieżowych rekolekcjach, gdzie przez kilka godzin pomiędzy Panem Jezusem a mną bardzo ekspresyjne i sensualne ruchy wykonywał pewien tancerz – bo każdy ma prawo do własnego sposobu wyrażania siebie w relacji z Bogiem… I tak, i nie. W każdym razie tym, co różni te dwa sposoby adorowania Najświętszego Sakramentu jest styl – tu pieśni uwielbienia i współczesny taniec, tam tradycyjne modlitwy – lecz problem pozostaje ten sam. Ucieczka od ciszy.

Aby modlitwa adoracyjna była dla wszystkich owocna, najpierw każdy z nas musi dać drugiemu przestrzeń. Nie chodzi o przestrzeń do dowolnej ekspresji i zaspokajania modlitwą emocjonalnych potrzeb, lecz o przestrzeń do spotkania Boga w „brzmieniu ciszy”.

Oczywiście jest wiele piękna w publicznych nabożeństwach odprawianych wobec Najświętszego Sakramentu, sama chętnie w nich uczestniczę. Podobnie wiele piękna jest w wieczorach uwielbienia. Ważne jednak, by w życiu duchowym nie ograniczyć się do swojej ulubionej formy oddawania Bogu chwały, lecz dać sobie szansę na więcej.

Kiedy wykonujemy codzienne obowiązki, raczej nie mamy komfortu, by trwać w kojącej ciszy, dlatego jest ona tak ważna przed eucharystycznym Obliczem Pana Jezusa. Dla niektórych jest to jedyny moment nie tylko duchowego, ale także sensorycznego wytchnienia, które ma ogromne znaczenie dla naszej ogólnej kondycji. Dlatego, aby modlitwa adoracyjna była dla wszystkich owocna, najpierw każdy z nas musi dać drugiemu przestrzeń. Nie chodzi o przestrzeń do dowolnej ekspresji i zaspokajania modlitwą emocjonalnych potrzeb, lecz o przestrzeń do spotkania Boga w „brzmieniu ciszy”. Myślę, że jest to kwestia autentycznej miłości do sióstr i braci.

Mnich benedyktyński, który podczas trwania przed Najświętszym Sakramentem słyszał słowa Pan Jezus, zanotował pewnej nocy Jego uwagi: „Celem każdego słowa, które do ciebie wypowiadam, jest jednoczenie cię ze Mną w ciszy miłości. Przyjaciele i zakochani rozmawiają ze sobą, aby wyrazić to, co mają w swoich sercach. Kiedy już to zostanie wypowiedziane, pozostają w zjednoczeniu, w ciszy, która jest najdoskonalszym wyrazem ich miłości. (…) Są takie chwile, kiedy słowa są potrzebne i użyteczne, z powodu twojej ludzkiej słabości i dla zapewnienia cię o Mojej miłości do ciebie, ale to właśnie cisza jest najczystszym wyrazem Mojej miłości do ciebie i twojej miłości do Mnie. Stopniowo będę cię wprowadzał w tę ciszę jednoczącej miłości. Nie przestanę rozmawiać z tobą, bo zarówno ty potrzebujesz Moich słów, jak i inne dusze, ale nauczę cię naśladować św. Jana, Mojego umiłowanego ucznia, w opieraniu głowy – tak pełnej myśli, trosk, obaw i słów – na Moim Najświętszym Sercu”[1]. Chrystus mówi tu o zjednoczeniu w „ciszy, która jest najdoskonalszym wyrazem miłości”. Jak widzimy, nie chodzi już tylko o ten podstawowy przed Najświętszym Sakramentem brak niepotrzebnych dźwięków, lecz o coś znacznie poważniejszego.

Pan Jezus doskonale wie, że potrzebujemy słów, a nasze głowy rzadko są wolne od wewnętrznego hałasu myśli. Czasami, wspominając jakąś duchową porażkę, musimy na przykład po wielokroć rozpaczliwie wyznać niczym Eliasz: „Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów” (1 Krl 19,10.14). Eliasz nawiązuje tym zdaniem do swojej rywalizacji z fałszywymi prorokami – rywalizacji, która nie tylko zakończyła się zwycięstwem Eliasza, lecz także popchnęła go do wytracenia tych pogan, co skutkowało m.in. koniecznością jego ucieczki przed rozgniewaną królową. A potem prowadzony przez anioła wszedł na górę Horeb, gdzie schował się w grocie, z której zaczął nasłuchiwać Boga. Możemy sobie wyobrazić, że w tym momencie Eliasz zdecydowanie miał o czym rozmyślać i nad czym rozpaczać. A mimo wszystko, kiedy w sercu Eliasza panowało tyle niepokoju, Bóg właśnie jemu postanowił objawić się w „szmerze łagodnego powiewu” (por. 1 Krl 19, 12), a według tekstu oryginalnego – w „brzmieniu ciszy”. Pan nigdy nie zostawi niespokojnego serca, które kocha Go gorliwie.

Kiedy czytam o spotkaniu gorliwego Eliasza z Panem Zastępów na górze Horeb, myślę o tym, czego doświadczył na Golgocie św. Jan. Umiłowany uczeń Pana nie tylko leżał na Jego Sercu podczas ostatniej wieczerzy (a możemy się domyślać, że był to ich częsty zwyczaj…), lecz przede wszystkim był przy Najświętszym Sercu, kiedy zostało Ono przebite włócznią. Myślę, że Golgota była dla Jana górą Horeb, bo otwarte Serce Chrystusa stało się grotą, w której Jan duchowo zamieszkał już na zawsze. Tam dopiero wszedł w „ciszę jednoczącej miłości” i stamtąd wsłuchiwał się w głos Ojca, który w „brzmieniu ciszy” objawiał mu później swoje zamiary.

Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem, trwamy przed śmiertelnie zranionym Sercem. Chciejmy w Nim zamieszkać.


[1] Mnich benedyktyński, In Sinu Jesu. Kiedy Serce mówi do serca, Wydawnictwo „Agape”, s. 405.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.