Owocowanie

Zdjęcie: Irina Iriser / Unsplash

9 września 2022

Jeśli częsta praktyka adoracji Najświętszego Sakramentu nie odmienia naszego życia, nie rodzi w nas owoców, warto przyjrzeć się swojemu podejściu do tej modlitwy. Adoracja nie może być ucieczką przed rzeczywistością, nie może być rodzajem własnego pomysłu na siebie, nie może stanowić usprawiedliwienia i pretekstu do niepodejmowania innych działań w Kościele. Dlatego warto zobaczyć, do czego kontemplacja doprowadziła jej mistrzów. I warto im tego pozazdrościć.

 

Jak Eliasz, który doświadczył Boga w „brzmieniu ciszy”, jest starotestamentalną figurą kontemplacji, tak w Nowym Testamencie figurą życia kontemplacyjnego jest przede wszystkim Maria, siostra Marty. Prorok został zaprowadzony przez anioła na Bożą górę Horeb, aby stanąć „na górze wobec Pana” (1 Krl 19,11), który był obecny nie w następujących po sobie: wichurze, trzęsieniu ziemi i ogniu, lecz w „szmerze łagodnego powiewu” (1 Krl 19,12). Maria natomiast została zaproszona przez Jezusa do miejsca „u nóg Pana”, aby – pomimo rozpętanej przez Martę krzątaniny, w której z zasady nie ma Boga – tam właśnie, u stóp Mistrza, osiągać wyżyny kontemplacji. „Niebiosa są moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich” – mówi Pan Zastępów (Iz 66,1). Eliasz, przebywając na szczycie góry – gdzie niebo jest jakby bliżej – nie został postawiony w donioślejszej sytuacji niż Maria, ponieważ ona, siedząc w zwyczajnej izbie domu swojej siostry, sercem już rozpoznała w tym „najpiękniejszym z synów ludzkich” Syna Bożego, wcielonego Boga. Także my, przebywając w zwyczajnej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem, trwamy u Jego stóp, przed Jego tronem. Ale czy potrafimy odnaleźć się w takim kontekście?

Może więc Martę zdenerwował także fakt, że Maria zaczęła zachowywać się jak mężczyźni – uczniowie swoich mistrzów? Obserwacja ta wzbudziła w Marcie niepokój, a przecież powinna podpowiedzieć jej, że Maria właśnie przygotowuje się do służby.

Martę zirytowała bezczynność Marii. Zwróciła się więc do Jezusa: „Panie […] powiedz jej, żeby mi pomogła” (Łk 10,40). Ale Maria nie tylko siedziała „u nóg Pana”, lecz także „przysłuchiwała się Jego mowie” (Łk 10,39). Pan Bóg ‘pobudził jej ucho, by słuchała jak uczniowie’ (por. Iz 50,4). Może więc Martę zdenerwował także fakt, że Maria zaczęła zachowywać się jak mężczyźni – uczniowie swoich mistrzów? Obserwacja ta wzbudziła w Marcie niepokój, a przecież powinna podpowiedzieć jej, że Maria właśnie przygotowuje się do służby. Paweł w swej mowie obronnej wobec Żydów przypomniał typowe doświadczenie mężczyzn w tamtym czasie: „U stóp Gamaliela otrzymałem staranne wykształcenie w Prawie ojczystym. Gorliwie służyłem Bogu, jak wy wszyscy dzisiaj służycie” (por. Dz 22,3). Maria także siedziała u stóp swojego Mistrza, by następnie gorliwie służyć Bogu, którym ten Mistrz jest. Dlatego podczas uczty w Betanii, na której jej siostra posługiwała przy stole, Maria zrobiła coś przepięknie gorliwego – wzięła „funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła” (J 12,3). Sam Jezus zinterpretował jej gest jako prorocki: „Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu” (J 12,7). Nie ma wątpliwości, że Maria zrobiła to pod wpływem Bożego natchnienia, będącego rezultatem wiernej kontemplacji.

W świetle słów Jezusa Maria z Betanii nabiera jeszcze większego podobieństwa do Eliasza – jej gest jest wszak gestem proroka. Myślę, że to podobieństwo jest głębsze niż powszechnie przyjmujemy. Zauważmy, że także Eliasz po kontemplacyjnym doświadczeniu Pana Zastępów nie pozostał bezczynny, lecz od razu podjął misję, którą zlecił mu Bóg. Miał m.in. namaścić Jehu na króla Izraela oraz Elizeusza na proroka (1 Krl 19,16). Coś z tego rodzaju namaszczeń jest właśnie w geście Marii, jej gest jakby skupia je w sobie i przypomina. Oczywiście nie można powiedzieć, że Maria dosłownie namaściła Jezusa, gdyż Jezusa dotyczą słowa psalmu, które w Jego kontekście przywołuje autor listu do Hebrajczyków: „…namaścił Cię, Boże, Bóg Twój olejkiem radości bardziej niż Twych towarzyszy” (Hbr 1,9; Ps 45,8). Jezus został namaszczony przez Ojca, a wszelkie ludzkie gesty są wobec tego wtórne. Ciekawe jest jednak, że w Ewangeliach synoptycznych w opowieściach o uczcie w Betanii kobieta nie namaściła Jego stóp, lecz głowę, co przecież przypomina namaszczenie królewskie (por. 2 Krl 9,3). Nie ma powodu, by przeczyć temu doniosłemu skojarzeniu, skoro Jezus na pewno jest Królem. W Piśmie Świętym nie znajdujemy opisu namaszczenia Elizeusza na proroka, zapewne dlatego, że w jakimś stopniu opis ten zastępuje gest narzucenia Elizeuszowi płaszcza z sierści: „Wtedy Eliasz podszedł do niego i zarzucił na niego swój płaszcz” (1 Krl 19,19). Być może niebezzasadne jest skojarzenie tej czynności z gestem otulania stóp włosami, o którym pisze św. Jan: „Maria […] namaściła nogi Jezusowi, a włosami swymi je otarła” (J 12,3). Nie ma powodu, by temu przeczyć, skoro Jezus na pewno jest prorokiem (por. Pwt 18,15). Natomiast słowa Jezusa – „Zostaw ją! Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu” – wskazujące, że Mistrz ze spokojem myśli o swojej śmierci, na którą – jak wiemy – idzie dobrowolnie, uświadamiają de facto jego godność kapłańską, ponieważ w Nowym Przymierzu jest ona równoznaczna z tożsamością składanej ofiary. Nie ma powodu, by temu przeczyć, skoro Jezus zdecydowanie jest Ofiarą. Posługa Marii z Betanii, w której gestach jakoś odbija się działanie Eliasza (a nawet więcej!) niejako podsumowuje potrójną godność Jezusa. Do takich intuicji Maria mogła zostać dopuszczona tylko na drodze kontemplacji.

Osoba, która otwiera się na Pana wie, na czym polega jej misja, nawet jeśli ta wiedza obejmuje tylko bardzo konkretne tu i teraz.

Sens gestu Marii jeszcze śmielej opisuje mistyczka, Adrienne von Speyr: „I oto nagle Maria przerywa te powszednią sielankę (ucztę – przyp. KS). Wychodzi ze swej postawy kontemplacyjnej, aby spełnić uczynek niepowszedni, uczynek, będący służbą, i to nie ludziom, lecz Bogu. Służba ta nie leży na tej samej linii co służba Marty, która troszczy się o sprawy doczesne. Maria bowiem troszczy się w tej chwili o coś, co zostało zapowiedziane. Jej troskliwość wypływa z tej pewności, jaką daje kontemplacja. Maria czyni coś, co ludziom, którym obcy jest duch medytacji, wyda się niezrozumiałe i nie na miejscu; bo też jej uczynek ma sens w obrębie kontemplacji Pana (…). Słuchając słów Jezusa, została przez Niego tak głęboko wprowadzona w tajemnice Boga w Trójcy jedynego, że teraz otrzymuje nakaz działania jakby bezpośrednio od Ojca. (…) Ojciec chce, aby Syn otrzymał to, co najcenniejsze, jako prolog niepowtarzalnej, bezcennej misji Syna. Jako znak ojcowskiego potwierdzenia i zapewnienia. Jako wstęp do godziny, która nadchodzi. Maria ma poczucie naturalnego czasu, odmierzanego godzinami, z drugiej strony każdy czas jest dla niej czasem modlitwy. Nawet czas jedzenia, odkąd bowiem zaczęła słuchać słów Pańskich, nie przerywa słuchania. Ponieważ wciąż słucha, zna także czas wieczności. I właśnie w sferze wiekuistego czasu Ojca wybiła godzina Syna. To, co pochodzi z nieba, napełnia dni Pańskie. Maria daje o wiele więcej niż siebie samą – daje Synowi znak z wiekuistego czasu Ojca. (…) Maria staje się dla Niego wysłannikiem Ojca, memento Ojca, odwołaniem z placówki. Jego wędrówka dobiegła kresu; ma wracać do domu – do Ojca”[1]. Wraca do Niego wszak w potrójnej godności Króla, Proroka i Arcykapłana. A intuicje szwajcarskiej mistyczki także są rezultatem kontemplacji Boga.

A zatem kontemplacja Boga nie ma w sobie nic z bezczynności nie tylko dlatego, że sama w sobie jest uważnym słuchaniem, lecz także dlatego, że skutkuje pewnym zrozumieniem Bożych spraw oraz gorliwie podjętą służbą. Kontemplacja nigdy nie jest bezowocna. Osoba, która otwiera się na Pana wie, na czym polega jej misja, nawet jeśli ta wiedza obejmuje tylko bardzo konkretne tu i teraz. I jak Maria nieustannie słuchająca Pana, „nie musi się zastanawiać nad tym, gdzie jest, bo jest zawsze tam, gdzie Pan jej potrzebuje[2]”.


[1] A. von Speyr, Trzy kobiety i Pan, Poznań 1998, s. 65–67.
[2] Tamże, s.72.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.