Jak się modlimy różańcem

14 października 2022

Rozmawiamy o perspektywie walki duchowej, przemianie intencji, uzależnieniu od różańca, istocie kontemplacji i zasypianiu na modlitwie. Różaniec jest dla nas potężną bronią i prawdziwą pasją. 

 

Karolina Staszak: Czy myślisz, że rozmowę o modlitwie różańcowej należy zacząć od wskazania niewłaściwego do niej podejścia? Jan Paweł II w swoim liście o różańcu Rosarium Virginis Mariae wspomniał o kryzysie tej modlitwy. Być może współcześnie także możemy mówić o pewnym kryzysie, skoro słyszy się z różnych stron, że wierni mają z tą modlitwą poważne trudności, a niekiedy różaniec w ich życiu po prostu nie istnieje. Ale nie chciałabym, żeby wybrzmiały w naszej rozmowie oskarżenia…

Marcin Modrzyński: Rozumiem, o co Ci chodzi. Nie chcemy przyjmować postawy wyższościowej. Jednak kiedy np. św. Ludwik redagował swój Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, to na początku pokrótce scharakteryzował fałszywe nabożeństwa. Uświadomienie sobie błędnej postawy jest krokiem ku nawróceniu. Na drodze modlitwy pojawiają się różne pokusy, których po prostu dobrze jest być świadomym.

KS: To prawda. W takim razie jakie są te niewłaściwe podejścia do różańca?

MM: Myślę, że przede wszystkim błędne jest przeświadczenie, że jest to modlitwa wyłącznie dla babć, o których mówi się brzydko, że „klepią zdrowaśki”. Funkcjonowanie tego stereotypu rozumiem w duchowej perspektywie. Zobacz, jeżeli Kościół głosi, że różaniec ma niezwykłą moc, i jeżeli Tradycja Kościoła oraz życie wielu świętych potwierdzają, jak wielką moc ma modlitwa różańcowa, to Szatan nie zostaje na to obojętny. Wyobraź sobie dwa wojska: wojsko Maryi i wojsko nieprzyjaciela. Jeżeli nieprzyjaciel wie, że różaniec jest potężną bronią, to co będzie robił? Będzie robił wszystko, żeby ludzie jej nie używali. Czyli będzie ją ośmieszał. I m.in. podsuwa takie przeświadczenie, że różaniec to modlitwa „moherów”, żeby ośmieszyć ją w oczach tych, którzy chcieliby być uważani za nowocześniejszych katolików. To pierwsza pokusa – aby nie podjąć tej modlitwy.

Trudno, modląc się różańcem, nie mieć żadnych rozproszeń. I teraz Zły podsuwa wątpliwości – czy taka modlitwa z rozproszeniami jest w ogóle ważna? Może jest nieważna? Może jest za bardzo byle jaka, a inaczej nie umiem, więc lepiej sobie odpuszczę. Znajdę sobie jakąś prostszą formę modlitwy. I człowiek wypuszcza broń z ręki.

KS: Ale nie dla wszystkich wiernych skojarzenie z rozmodloną starszą kobietą jest problemem. 

MM: Tak. Na tych, na których nie zadziała ta próba ośmieszenia różańca, jest inny sposób, np. przekonanie ich, że różaniec jest za trudny. Tu pojawia się druga pokusa – by nie wytrwać. Bo trudno, modląc się różańcem, nie mieć żadnych rozproszeń. I teraz Zły podsuwa wątpliwości – czy taka modlitwa z rozproszeniami jest w ogóle ważna? Może jest nieważna? Może jest za bardzo byle jaka, a inaczej nie umiem, więc lepiej sobie odpuszczę. Znajdę sobie jakąś prostszą formę modlitwy. I człowiek wypuszcza broń z ręki.

KS: Nawet niektórzy księża działający w przestrzeni mediów społecznościowych oraz ewangelizatorzy, którzy gromadzą wokół siebie wielu odbiorców, upowszechniają taką opinię, że różaniec to modlitwa dosłownie niewykonalna. Bo ich zdaniem niemożliwe jest w tym samym czasie kontemplować tajemnice różańca oraz powtarzać słowa Pozdrowienia anielskiego. Wysyłając do swoich odbiorców taki komunikat, utwierdzają tych, którzy mają jakiś problem z różańcem, że nic się nie stanie, jeśli zupełnie zaprzestaną tej modlitwy. Wierny może z czystym sumieniem powiedzieć: OK, ten ksiądz też nie odmawia różańca, ten ewangelizator też tego nie robi, mam usprawiedliwienie. A przecież to jest zupełnie przeciwny komunikat do tego, jaki wysyła nam Matka Boża. Ona prosi: „Odmawiajcie różaniec!”. W tym kontekście przekonywanie do tego, że modlitwy różańcowej można zaniechać, jest jak sabotaż w szeregach własnej armii… Natomiast dostrzegam jeszcze jeden problem – agresywne wykorzystywanie różańca. Bo to jest oczywiście duchowa broń, ale czasami można odnieść wrażenie, że niektórzy wierni nie rozumieją, z kim walczymy, i zdają się walczyć z ludźmi.

MM: Pewien znany mi ewangelizator, duży mężczyzna, zawsze kiedy zaczyna spotkania ewangelizacyjne w parafiach, mówi: „Mam przy sobie broń… na którą nie potrzeba pozwolenia”. I wyciąga różaniec. Mówi, że widzi, że te słowa jakoś ludzi poruszają. Przez wielu wiernych ten aspekt wojny jest intuicyjnie właściwie rozumiany. Ale zauważ, że dziś już prawie nie mówimy o „Kościele walczącym”. I znam też wielu katolików, którym jak powiesz: „Kościół walczący”, to zaraz usłyszysz: „A z kim chcesz walczyć!? Z imigrantami, z liberałami?”. Tak więc ośmiesza się walkę. Brakuje nam takiego nastawienia, jakie obecne jest w tradycyjnej ascetyce, tradycyjnej duchowości, na walkę przeciwko Szatanowi, swojej własnej grzesznej słabości, czyli egoizmowi, i przeciwko mentalności świata. To są walki, w których zdecydowanie potrzebny jest różaniec.

KS: Zdarza mi się czytać w internecie komentarze, że nawet idea walki z własnym grzechem jest opresyjna i że takie chrześcijaństwo współcześnie nie ma racji bytu, bo rzekomo wpędza człowieka w depresję.

MM: To smutne. Jeśli nie widzimy tych trzech przeciwników, to nie ma duchowego fundamentu, więc albo nie podejmujemy duchowej walki, albo rzeczywiście zaczynamy walczyć przeciw ludziom. A przecież Kościół przez wieki widział taką potrzebę, żeby walczyć przeciwko swojej zepsutej grzechem naturze. Właśnie w tym kontekście podejmuje się post, umartwienia, wyrzeczenia. To integralny element życia duchowego.

KS: Widzę jednak problem w tym, że retoryka walki i różaniec są wykorzystywane przez siły polityczne. To także kompromituje ideę duchowej walki i tę piękną modlitwę. Co innego, kiedy ewangelizator powie prowokacyjnie, że ma przy sobie broń, i zaraz przedstawia treść Dobrej Nowiny, a co innego, kiedy na przykład na plakacie promującym wcale nie religijne wydarzenie pojawia się podniesiona zaciśnięta pięść z różańcem.

MM: Dlaczego?

KS: Jeśli przeciętny odbiorca nie zna idei walki duchowej – a przecież nie zna – to zrozumie ten plakat jako agresywny. Nasze otoczenie wizualne dyktuje nam bardzo konkretne skojarzenia – zaciśnięta i uniesiona pięść to motyw wykorzystywany przez propagandę faszystowską i komunistyczną, także przez współczesne bojówki. Jeśli w tej pięści jest różaniec, to przeciętny odbiorca skojarzy różaniec z czymś takim jak kastet. Więc w efekcie taki plakat kompromituje tę piękną modlitwę. Nie twierdzę, że twórcy celowo posłużyli się takimi skojarzeniami, mówię o efekcie.

MM: Być może tak jest. Natomiast opowiem Ci o przemianie intencji. Mam kolegę, którego w seminarium widziałem cały czas po pierwsze z różańcem, po drugie – z piłką. Jako mały chłopak dowiedział się na lekcji religii, że wszystko można różańcem wymodlić. Chcąc się więc przekonać, czy to prawda, przed każdym meczem modlił się na różańcu. I przed tymi meczami, przed którymi się modlił, strzelał gole. A jak się nie pomodlił, to nie strzelał.

KS: Nie brzmi to trochę magicznie…?

Znam mnóstwo ludzi, którzy jak zaczęli jedną pompejankę, to już cały czas odmawiają. Zazwyczaj zaczyna się od tego, że mają jakąś bardzo konkretną intencję, chcą coś wyprosić, np. męża czy żonę. Ale jak wchodzą w kolejne pompejanki, to one są coraz bardziej bezinteresowne. Ci ludzie modą się np. o świętość kapłanów.

MM: Ale słuchaj dalej. Na początku cieszył się, że znalazł metodę na trafianie do bramki, ale potem szybko zobaczył, że w tej modlitwie chodzi o coś zupełnie innego. Matka Boża zmieniła jego myślenie. Zmierzam do tego, że nieważna jest początkowa motywacja. Możesz zacząć modlić się z różnych powodów, nawet dla goli. Ale jeśli człowiek ma otwarte serce, to podczas modlitwy motywacja zaczyna się zmieniać i on przestanie się ustawiać naprzeciwko kogoś, ale – tak jak powinien – w relacji do Maryi i do Jezusa. Różaniec ma moc przemieniania naszych serc. To mnie też fascynuje w Nowennie pompejańskiej. Wiesz, że ludzie „uzależniają się” od pompejanek? Znam mnóstwo ludzi, którzy jak zaczęli jedną pompejankę, to już cały czas odmawiają. Zazwyczaj zaczyna się od tego, że mają jakąś bardzo konkretną intencję, chcą coś wyprosić, np. męża czy żonę. Ale jak wchodzą w kolejne pompejanki, to one są coraz bardziej bezinteresowne. Ci ludzie modą się np. o świętość kapłanów. Zobacz, wchodzą do szkoły Maryi – tak Kościół mówi o różańcu – i Matka Boża zaczyna przemieniać ich myślenie, uwalniać ich od egoistycznych motywacji.

KS: Jako „uzależnienie” różaniec jest świetną alternatywą dla współczesnych uzależnień czy to od telenowel, czy seriali z Netflixa. Żeby prowadzić życie duchowe, powinniśmy rezygnować z pewnych rzeczy, nie tylko z aktywności wprost szkodliwych, ale po prostu neutralnych, a jednak „zapychających”. Chociaż często jest tak, że nie dostrzegamy szkodliwości neutralnego zajęcia, a przecież rozrywka skutecznie odciąga nas od modlitwy, czyli od Boga.

MM: Tak, różaniec to dobra alternatywa, a jednocześnie po prostu twórcze przeżycie czasu.

KS: A zatem pomówmy o tym twórczym aspekcie. Idealnie byłoby zaplanować sobie modlitwę różańcową tak, aby odmówić ją w spokoju, w skupieniu nad Pismem Świętym rozważając tajemnice. Jednak w praktyce odmawiamy ją różnie. Czasami idąc do pracy, czasami robiąc obiad, tzn. w różnych momentach dnia, które nie są dla nas bardzo angażujące…

MM: Ja odmawiam różaniec zawsze, jak jadę samochodem.

KS: A ja podczas drzemki [śmiech]. Już tłumaczę. Często modlę się na różańcu tak jak należy, w skupieniu na tajemnicach. Ale czasami jest tak, że w ciągu dnia kładę się z różańcem w ręku na kanapie z pełną świadomością, że pewnie zaraz zasnę. Albo na przykład kiedy budzę się rano, to mam ambicję, żeby zacząć dzień pierwszą dziesiątką różańca. No i znowu – zdarza się, że dosłownie chwilę od rozpoczęcia zmorzy mnie sen. Czasami mam tak, że podczas modlitwy na zmianę przysypiam i budzę się. I na przykład zaczyna mi się śnić Matka Boża. To jest bardzo przyjemne doświadczenie – jawa i sen, modlitwa i senna wizja Matki Bożej. I myślę sobie, że taka marna modlitwa nie musi być niewłaściwa – pod warunkiem, że nie jest jedyną. Chodzi mi o to, że powinniśmy akceptować naszą ludzką nędzę – nie jesteśmy mistrzami modlitwy. A jednocześnie w ten sen, który nieuchronnie przychodzi, możemy zaprosić Jezusa i Maryję i te wszystkie Ich tajemnice. Mówię o tym dlatego, żeby pokazać, że z powodu niepowodzeń podczas modlitwy nie należy od razu wpadać w przygnębienie. Ale jak do tego odniesie się kapłan?

Może jest taki etap, że Bóg uczy człowieka ufności i tego, że przed Nim można być sobą. I wtedy jak człowiek zaśnie na modlitwie, to powinien to spokojnie przyjąć, bo ten sen jest wtedy uzdrawiający.

MM: Najważniejsze jest to, co Duch Święty robi w duszy modlącego się człowieka. Jeśli na przykład Duch Święty uwalnia człowieka od perfekcjonizmu, to niech takie rzeczy się dzieją cały czas. To niech zasypia na każdej dziesiątce, niech mu w ogóle ta modlitwa nie idzie. Niech się wszystko rozjeżdża, niech się gubią paciorki… Albo może człowiek ma doświadczyć opieki Matki Bożej, może Duch Święty tego właśnie chce, żeby z Nią zasypiał – to niech zasypia na każdej dziesiątce. Może jest taki etap, że Bóg uczy człowieka ufności i tego, że przed Nim można być sobą. I wtedy jak człowiek zaśnie na modlitwie, to powinien to spokojnie przyjąć, bo ten sen jest wtedy uzdrawiający. Ale może być tak, że Duch Święty zaprasza człowieka do systematyczności, do rzetelności i wtedy, jak przychodzi senność, trzeba się przyłożyć i powalczyć. Wszystko, co się dzieje – czy nam wychodzi, czy nie wychodzi – jest zsynchronizowane z wolą Pana Boga albo nie jest. To warto rozeznać ze spowiednikiem, z kierownikiem duchowym. A czasami Słowo może nam też wiele powiedzieć. Jak ktoś żyje modlitwą i liturgią, to widzi, które słowa są skierowane szczególnie do niego. Często jest tak, że jakieś słowo wciąż do nas powraca – na pewno w jakimś celu! I w tym kontekście warto przyglądać się temu, co się dzieje na modlitwie. Nie można więc powiedzieć, czy zasypianie na modlitwie samo w sobie jest złe czy dobre. Dla jednego jest to błogosławieństwo, dla innego – trudność, z którą trzeba powalczyć. Najważniejsza w modlitwie jest relacja pomiędzy konkretnym człowiekiem a Bogiem.

KS: Ta uwaga bardzo pasuje do tego, co chciałam przeczytać z Katechizmu. Różaniec jest modlitwą kontemplacyjną. A w Katechizmie czytamy tak: „Co to jest kontemplacja? Święta Teresa odpowiada: «Kontemplacja myślna nie jest, według mnie, niczym innym jak głębokim związkiem przyjaźni, w którym rozmawiamy sam na sam z Bogiem, w przekonaniu, że On nas kocha»” (2709). Dalej w tym samym punkcie jest napisane: „Kontemplacja szuka Tego, «którego miłuje dusza moja» (Pnp 1,7), to znaczy Jezusa, a w Nim Ojca”. A nieco niżej: „Kontemplacja jest modlitwą dziecka Bożego, grzesznika, któremu przebaczono, który zgadza się na przyjęcie miłości, jaką jest kochany, i chce na nią odpowiedzieć, jeszcze bardziej kochając. Jest on jednak świadomy, że jego odwzajemniająca miłość jest tą miłością, którą Duch rozlewa w jego sercu, albowiem wszystko jest łaską od Boga. Kontemplacja jest pokornym i ubogim powierzeniem się miłującej woli Ojca w coraz głębszym zjednoczeniu z Jego umiłowanym Synem” (2712).

MM: Bardzo mi się podobają te definicje.

W tej różańcowej prośbie o miłość jest właśnie jakby prośba o łaskę kontemplacji, skoro kontemplacja – jak czytaliśmy – jest przyjęciem miłości i odpowiadaniem na miłość.

KS: Dodajmy do nich jeszcze to, co Jan Paweł II pisze o samym Pozdrowieniu anielskim, że jego powtarzanie „to wyraz nigdy nie znużonej miłości”. Tak jak ciągłe powtarzanie ukochanej osobie, że się ją kocha. To jest niesamowite, że Kościół zwraca uwagę, że zarówno w powtarzaniu, jak i w kontemplacji chodzi o miłość… Wróćmy jednak do samej kontemplacji. Jeśli mówimy o tym, że różaniec jest modlitwą kontemplacyjną, oznacza to, że modląc się na różańcu, powinniśmy budować z Bogiem relację, poznawać Go. Dlatego nie można zredukować tej modlitwy do odmawiania samych zdrowasiek. Jednym z powodów uprzedzeń do różańca jest przecież także to, że rzeczywiście człowiek pamięta z dzieciństwa, że różaniec się w domu „klepało”. A z czego to wynika? Znam bardzo pobożne osoby, które odmawiają różaniec regularnie, ale twierdzą, że po prostu nie potrafią skupić się na dwóch rzeczach naraz, tj. na wypowiadaniu słów Pozdrowienia anielskiego oraz kontemplowaniu wydarzeń z życia Jezusa i Maryi. Zawsze jak to słyszę, to jest mi smutno. Dlatego w związku z tym chciałam powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, należy się modlić o łaskę kontemplacji – łaskę przeżywania tajemnic różańca świętego. Różaniec powinno się rozpocząć od Wyznania wiary oraz trzech Pozdrowień jako próśb o wiarę, nadzieję i miłość, czyli cnoty wlane – takie, jakimi może nas obdarzyć tylko Bóg, dla którego „nie ma nic niemożliwego”. Wiem, że często ta część różańca jest pomijana. I to jest błąd! Bo w tej prośbie o miłość jest właśnie jakby prośba o łaskę kontemplacji, skoro kontemplacja – jak czytaliśmy – jest przyjęciem miłości i odpowiadaniem na miłość. Po drugie, chciałabym obalić mit na temat kontemplowania tajemnic – że to jest jakaś niesamowita umiejętność przekraczająca przeciętne możliwości.  Bo jak to wygląda w praktyce? Na przykład tak, że przed każdą dziesiątką po prostu czytasz odpowiedni fragment z Pisma Świętego lub rozmyślasz o nim, a potem mówisz słowa Pozdrowienia. I na początku można to robić właśnie tak, niejako osobno. Z czasem tajemnica sama zacznie w człowieku „pracować” podczas odmawiania dziesiątki. Ale może nie w sposób doskonały, może tylko będą majaczyć jakieś motywy, pojedyncze obrazy, przeplatane w dodatku np. listą zakupów do zrobienia.  

MM: Kiedy ludzie mówią o tym, że nie potrafią połączyć wypowiadania słów modlitwy z kontemplacją, to następuje przesunięcie akcentu z relacji na technikę. A modlitwa to nie jest technika. To Maryja wprowadza mnie w kontemplację, czyli np. jeśli przez dwie zdrowaśki byłem skoncentrowany, a na pozostałych ośmiu odpłynąłem, to może tak ma być… Powinniśmy się skoncentrować na relacji, a nie na technice, nie na tym, że musimy widzieć daną scenę z życia Pana Jezusa w głowie, że musimy w tym wydarzeniu uczestniczyć. Nie, po prostu mamy się modlić w pokoju serca z takim nastawieniem: Maryjo, jak dalece mnie wprowadzisz w tajemnicę, na tyle w nią wejdę. Proszę Cię, prowadź mnie w tej modlitwie. Ufam Tobie. Matka Boża uczy kontemplacji, przylgnięcia do Jezusa. Jesteśmy w Jej szkole. Ona jest Mistrzynią, nie my. Ona nas bierze za rękę.

Mam takie doświadczenie, że kiedy na początku nawrócenia zaczęłam odmawiać różaniec, to on mi bardzo konkretnie pokazał, kim jestem, kim byłam i jakie jest moje powołanie.

KS: Dokładnie tak! Jeśli Jan Paweł II pisał: „Różaniec nie zastępuje lectio divina, ale zakłada ją i ułatwia”, to właśnie dlatego, że Matka Boża prowadzi za rękę w rozumieniu tajemnic. Jestem przekonana, że pewnych rzeczy nie zrozumiemy inaczej niż w różańcu. Jan Paweł II pisał też: „Kto podejmuje kontemplację Chrystusa, rozważając etapy Jego życia, musi pojąć w Nim również «prawdę o człowieku»”. Mam takie doświadczenie, że kiedy na początku nawrócenia zaczęłam odmawiać różaniec, to on mi bardzo konkretnie pokazał, kim jestem, kim byłam i jakie jest moje powołanie.

MM: Mnie z kolei różaniec nauczył tego, że Matka Boża ma mnie we wszystko wprowadzać, wszystko mi wyjaśniać. Różaniec nauczył mnie tego, że jestem bezpieczny, kiedy daję się Jej poprowadzić. Tak jak Maryja wprowadziła mnie w modlitwę różańcową, tak może mnie wprowadzać w inne przestrzenie, np. w Eucharystię czy w liturgię słowa. Czasami było tak, że nie rozumiałem Ewangelii z dnia, a miałem przygotować kazanie. Traktowałem ją więc jak tajemnicę różańca. Odmawiałem dziesiątkę i przychodziły różne światła. Potem u Daniela Ange’a przeczytałem, że na podstawie Ewangelii można sobie wymyślać różne tajemnice różańca.

KS: Można… Zanim jednak zaczniemy wymyślać, to ja bym jednak rekomendowała dobrze poznać te, które zostały już wybrane. Bo Kościół w swojej mądrości wybrał takie wydarzenia, jakie wybrał, i nie ma przypadku w tym, jak one są zestawione. Ciekawie jest rozważać razem na przykład wszystkie pierwsze tajemnice, wszystkie drugie, trzecie itd. Podobno tę metodę zalecała także Maria Okońska w konferencjach dla swoich współpracowniczek. Ale czasami można także te tajemnice mieszać. Przyrównuję różaniec do wystawy obrazów – jak masz jeden i powiesisz go w towarzystwie kilku innych, to one zaczynają ze sobą nieoczekiwany dialog. Tak samo na różańcu – tajemnice nawzajem się oświetlają, wyjaśniają. Można więc je zestawiać na podstawie jednego wspólnego motywu albo – lepiej nawet – szukać tego motywu w obrębie danej grupy tajemnic. Ale różaniec jest jeszcze bogatszy, kiedy znamy Stary Testament, dlatego dobrze jest praktykować równocześnie lectio divina, podczas której czyta się na przykład Pięcioksiąg Mojżeszowy czy księgi historyczne. Potem na różańcu zaczynasz obserwować, jak te treści same wchodzą w tajemnice życia Pana Jezusa. I Twoje. Jest w tym tyle radości! Widzisz, jak to wszystko się uzupełnia, dopowiada…

MM: W Bogu jest tyle piękna i harmonii!

 


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.


Pierwodruk: Karolina Staszak, ks. Marcin Modrzyński, Jak się modlimy różańcem, „Tota Tua” 10/2021 (6).