Już i jeszcze nie
Chrześcijaństwo nie jest abstrakcyjnym systemem filozoficznym ani zbiorem zasad moralnych, lecz relacją z Osobą, która żyła na ziemi w konkretnym historycznym momencie. Z Osobą, na którą czekamy. Z Osobą, która jest.
W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg stworzył świat w ciągu siedmiu dni. Wiemy, że jest to tylko obraz, który wskazuje na proces dokonujący się w czasie. Miał on swoje kluczowe momenty, takie jak stworzenie ziemi czy stworzenie człowieka, ale trwał przez jakiś dłuższy okres – Bóg przez pewien czas stale obdarzał świat nową łaską stwórczą. Nie chodzi więc o jakiś punkt na osi czasu rozdzielający moment, w którym świata jeszcze nie ma, od tego, w którym świat już istnieje. Chodzi raczej o to, że Bóg stale stwarza świat, tzn. nieustannie podtrzymuje go w istnieniu. Stworzenie to nie tylko moment w historii, ale stała relacja pomiędzy Bogiem Stwórcą i Jego stworzeniem.
Podobnie rzecz ma się z odkupieniem człowieka. To nie tylko jeden moment w historii zbawienia, w którym Chrystus oddał za nas życie, ale proces rozciągnięty w czasie. Oczywiście najważniejszymi wydarzeniami były śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, ale przecież całe Jego życie miało charakter zbawczy. Wszystkie tajemnice życia Chrystusa niosą w sobie dar odkupienia człowieka. Możemy je przeżywać podczas modlitewnego spotkania z Bogiem. A więc odkupienie to stała relacja Boga Odkupiciela z ludźmi.
Przybycie
Doświadczenie adwentu w świadomości pierwszych chrześcijan było związane nie z narodzeniem Jezusa w Betlejem, ale z oczekiwaniem na powtórne Jego przyjście. Wektor oczekiwania był więc skierowany w przyszłość, a nie w przeszłość, ku historycznemu wydarzeniu.
Łacińskie słowo adventus, od którego pochodzi nazwa adwent, jest tłumaczeniem greckiego parusia i oznacza przybycie kogoś dostojnego, najczęściej monarchy. Święty Paweł pisze do Koryntian, że Bóg pocieszył go poprzez przybycie Tytusa (2 Kor 7,6). W greckim tekście mamy tam właśnie słowo parusia. Podobnie apostoł pisze do wiernych w Filippi o swoim własnym przybyciu do nich (Flp 1,26). Dopiero wtórnie nowotestamentalni autorzy nadają słowu parusia (adventus) teologiczne znaczenie. Święty Mateusz w swojej Ewangelii cytuje pytanie zadane przez uczniów Jezusowi: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak Twego przyjścia i końca świata?” (Mt 24,3). Mateusz wyraźnie wiąże te dwa wydarzenia – koniec świata i ponowne przyjście Jezusa w chwale. Podobnie św. Paweł w swoich listach często powraca do idei przyjścia Chrystusa w dniu ostatecznym. Koryntianom pisze, że „w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności: Chrystus jako pierwociny, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec” (1 Kor 15, 22–24). Natomiast w 1 Liście do Tesaloniczan znajdujemy retoryczne pytanie: „Ale jakaż jest nasza nadzieja albo radość, albo wieniec chwały – czyż nie wy również – przed Panem naszym, Jezusem Chrystusem, w chwili Jego przyjścia?” (1 Tes 2,19).
Podejmując zagadnienie adwentu, teologia pierwszych chrześcijan koncentrowała się przede wszystkim na drugim przyjściu Jezusa Chrystusa. Można powiedzieć, że wymiar egzystencjalny, związany z całością życia wiernych, był ważniejszy niż przygotowanie do liturgicznych obchodów wspomnienia narodzenia Pana Jezusa. Biorąc przy tym pod uwagę fakt, że samo liturgiczne święto pojawiło się stosunkowo późno, możemy powiedzieć, że doświadczenie adwentu w świadomości pierwszych chrześcijan było związane nie z narodzeniem Jezusa w Betlejem, ale z oczekiwaniem na powtórne Jego przyjście. Wektor oczekiwania był więc skierowany w przyszłość, a nie w przeszłość, ku historycznemu wydarzeniu.
Obecność
Słowo parusia (adventus) kryje jeszcze jedną ważną wskazówkę dla chrześcijańskiego przeżywania czasu. Oznaczało ono nie tylko przybycie dostojnika, ale także obecność bóstwa. Dlatego w języku greckim jego synonimami były epifainein i apokalipsis, oznaczające „ukazywanie się” lub „objawianie się”. Słowa te akcentują nie tyle nieobecność tego, który dopiero ma nadejść, ile doświadczenie jego obecności. W tym sensie apostoł Paweł pisze o ukazywaniu się Pana, np. w 1 Liście do Tymoteusza: „Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa – Tego, który złożył dobre wyznanie za Poncjusza Piłata – ażebyś zachował przykazanie nieskalane, bez zarzutu, aż do objawienia się naszego Pana, Jezusa Chrystusa” (1 Tm 6, 13–14). Podobnie w 1 Liście do Koryntian czytamy: „Nie doznajecie tedy braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1, 7). W tych miejscach, gdy mowa o objawieniu, tekst grecki używa słów epifainein i apokalipsis.
Ten pobieżny ogląd pola smenatycznego, jakie wyznacza nam słowo „adwent”, pozwala zauważyć bardzo ważną dla chrześcijańskiej eschatologii zależność. Parusia czy też adventus to zarówno oczekiwanie na przyjście, jak i doświadczanie obecności Pana Jezusa. Używając greckiego słowa parusia dla opisania chrześcijańskiej egzystencji, nowotestamentalni autorzy pozostawili nam klucz do zrozumienia chrześcijańskiej koncepcji czasu.
Pełnia czasów
W Starym Testamencie „szczyt” czy – jak wolą inni – „środek” czasu, przypadający na Dzień Jahwe, znajdował się u końca dziejów. Izrael ciągle oczekiwał na nadejście Mesjasza. W tym punkcie zachodzi zasadnicza różnica między eschatologią Starego i Nowego Testamentu. Wraz z wcieleniem Syna Bożego następuje przesunięcie punktu centralnego dziejów – ich „środka” czy też „szczytu”. Pełnia czasów znajduje się nie na końcu historii, ale w Jezusie Chrystusie. Można to sobie bardzo łatwo przestawić graficznie, rysując linię biegnącą w nieskończoność. Dla Izraelitów koniec czasów jest umiejscowiony gdzieś bardzo daleko na tej linii: oni ciągle oczekują Mesjasza. Natomiast chrześcijanie na tej samej linii umieszczają moment Jego przyjścia, czyli wcielenie.
Z jednej strony Mesjasz już przyszedł i dlatego żyjemy w czasach ostatecznych, z drugiej natomiast – jeszcze raz przyjdzie, aby objawić się w chwale. Chrześcijańska egzystencja rozpięta jest pomiędzy tym „już” i „jeszcze nie”.
A zatem Słowo Boże mówi o dwóch przyjściach Chrystusa: pierwszym, gdy „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14), i powtórnym, ostatnim, gdy „Chrystus […] drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują” (Hbr 9,28). Te dwa przyjścia rozpoczynają odpowiednio dwa okresy. Pierwszy z nich, zapoczątkowany przyjściem Słowa w ciele można nazwać okresem eschatologicznym w szerszym znaczeniu. W języku apostołów są to czasy ostateczne lub kres czasów (por. 1 Kor 10,11). Drugi z nich, okres eschatologiczny w ścisłym znaczeniu, to próg wieczności. Oba przyjścia Chrystusa zostały zestawione w jednym kontekście w czwartej Ewangelii: „Zaprawdę, zaprawdę, powia dam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. […] Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia” (J 5, 25.28–29). W tym krótkim fragmencie przenikają się dwie perspektywy chrześcijańskiego rozumienia czasu. Z jednej strony Mesjasz już przyszedł i dlatego żyjemy w czasach ostatecznych, z drugiej natomiast – jeszcze raz przyjdzie, aby objawić się w chwale. Chrześcijańska egzystencja rozpięta jest pomiędzy tym „już” i „jeszcze nie”.
Trzecie przyjście?
A jednak św. Bernarda z Clairvaux zwraca uwagę na fakt, że to nie wszystkie przyjścia Pana Jezusa. W piątym kazaniu na adwent mówi: „Wiemy, że potrójne jest przyjście Pana. Trzecie jest pośrodku między dwoma pozostałymi. Te są jawne, trzecie takie nie jest. Za pierwszym swoim przyjściem Pan był widziany na ziemi i przebywał wśród ludzi, bo jak sam o tym mówi: ujrzeli i znienawidzili. Gdy nastąpi ostatnie przyjście, wtedy «wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże» i «będą patrzeć na Tego, którego przebodli». Ale pośrednie przyjście, o którym mówimy, jest ukryte i tylko wybrani widzą Pana w sobie, a ich dusze dostępują zbawienia. A więc: pierwsze przyjście jest w ciele i słabości, to pośrodku – w duchu i mocy, ostatnie zaś w chwale i majestacie. To przyjście pośrodku między pierwszym i drugim jest drogą wiodącą od pierwszego do drugiego: w pierwszym swoim przyjściu Chrystus stał się naszym odkupieniem, w drugim ukaże się jako nasze życie, a pomiędzy tymi dwoma jest On naszym wytchnieniem i pocieszeniem”[1].
Trzecie przyjście dokonuje się w teraźniejszości. Ono jest konieczne nie tylko do zrozumienia, ale również do egzystencjalnego przeżycia tych dwóch odległych momentów – pierwszego przyjścia Jezusa i ostatniego. Nie można czekać nie przyjmując Go już dziś do serca.
[1] św. Bernarda z Clairvaux, https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?nr=026&id=6 [dostęp: 28.11.2022].
Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.
Tekst jest przeredagowanym fragmentem książki Bóg i wieczność Wojciecha Surówki OP