Wołanie Kościoła

Zdjęcie: Mateus Campos Felipe / Unsplash

14 grudnia 2022

Chociaż w sklepach widzimy już choinki i świąteczne ozdoby, a w radiu słyszymy kolędy, to przecież wiemy, że trwa jeszcze adwent, nie okres bożonarodzeniowy. A zatem uczęszczamy na roraty i doceniamy adwentowe pieśni, ponieważ chcemy jak najlepiej przygotować się na przeżycie nadchodzących świąt. Jednak w adwencie chodzi nie tylko o oczekiwanie na Boże Narodzenie.

 

Adwent jest najmłodszym okresem liturgicznym. W obecnym kształcie powstał dopiero w IX wieku. Pierwotny Kościół adwentu nie celebrował. Dopiero w drugiej połowie IV wieku w tradycji hiszpańskiej i galijskiej pojawił się specjalny okres przygotowania do obchodów ustanowionej wtedy uroczystości Narodzenia Pańskiego. Tamten czas miał charakter przede wszystkim pokutny – wierni byli wezwani do postu, umiarkowania, modlitwy i jałmużny. Oczekiwano na świętowanie pierwszego przyjścia Chrystusa, ale obecne były także wątki eschatologiczne, czyli zapowiedzi drugiego przyjścia Pana. Natomiast Kościół rzymski wprowadził przygotowujący do Bożego Narodzenia okres liturgiczny w VI wieku. Celebrował go w radosny sposób, czyli bez praktyk pokutych, z zachowaniem radosnych hymnów, pieśni i zawołań (jak np. Alleluja), ponieważ kierował uwagę wiernych na tajemnicę wcielenia i narodzenia Syna Bożego.

Znany nam adwent powstał z połączenia tradycji rzymskiej i galijskiej. Jest okresem „pobożnego i radosnego oczekiwania” i ma podwójny charakter. W pierwszej części jest eschatologiczny, pokutny, wzywający do refleksji nad tym, że w końcu Chrystus powróci i dopełni swojego dzieła poprzez Sąd Ostateczny. Stąd fiolet szat liturgicznych, brak hymnu Chwała na wysokości Bogu itp. Jednak w okolicach 17 grudnia przeżywamy III niedzielę adwentu, gdy kapłan ubiera różany ornat (mówimy wtedy, że fiolet zostaje rozjaśniony przez biel), a liturgia już bezpośrednio przygotowuje nas do świąt Bożego Narodzenia.

Pierwsi chrześcijanie adwentu nie potrzebowali, ponieważ ich życie było adwentem – trwaniem pomiędzy pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa. Trwaniem pełnym nadziei na koniec zła, a zakrólowanie jedynego Pana i Zbawiciela – Jezusa. Stąd pierwotny Kościół nieustannie wołał: „Marana tha!”.

Całe życie adwentem

Powyższy wstęp historyczny na temat adwentu, choć bardzo uproszczony, był potrzebny, by mówić o eschatologii w celebracji Eucharystii. Adwent, przez swoją „młodość” w liturgii, nie tylko uświadamia nam historyczne kształtowanie się kalendarza liturgicznego, ale mówi także coś bardzo ważnego o Kościele. Pierwsi chrześcijanie adwentu nie potrzebowali, ponieważ ich życie było adwentem – trwaniem pomiędzy pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa. Trwaniem pełnym nadziei na koniec zła, a zakrólowanie jedynego Pana i Zbawiciela – Jezusa. Stąd pierwotny Kościół nieustannie wołał: „Marana tha!”.

Wołał, ale Pan nie przychodził, jak się tego spodziewano. Dlatego to oczekiwanie z pokolenia na pokolenie słabło, a życie doczesne stawało się coraz bardziej absorbujące. Dlatego adwent stał się potrzebny – jego celem jest konkretne przypomnienie wiernym, że Pan naprawdę przyjdzie, że bliskie jest królestwo Boże. I choć adwent jest początkiem roku liturgicznego, to wydaje mi się, że zwłaszcza jego pierwsza część może być równocześnie podsumowaniem minionego roku. Jest bardzo dobrym momentem, w którym – po doświadczeniu cudu w Betlejem, misji Pana Jezusa, Jego męki, śmierci i zmartwychwstania, w końcu po doświadczeniu działania Ducha, który wyjaśniał nam Pisma – możemy stanąć przed Bogiem i zrobić rachunek sumienia. Czy szukaliśmy Go? Czy byliśmy z Nim w tych wydarzeniach? Czy pozwoliliśmy Duchowi Świętemu tłumaczyć nam prawdę o Bogu, o nas samych i o drugim człowieku? Czy to doświadczenie rodziło w nas tęsknotę za Bogiem i pragnienie zjednoczenia z Nim? I każda uczciwa odpowiedź na te pytania jest dobrym owocem adwentu. Jeżeli odpowiemy twierdząco, to znaczy, że rok przeżyliśmy sensownie. Jeżeli przecząco, to ta świadomość być może sprawi, że zaczniemy wszystko od nowa, by kolejny rok przeżyć z większą czujnością. Najczęściej jednak odpowiedź nie jest jednoznaczna, przez co adwent staje się okresem, w którym możemy się ucieszyć tym, co nam wyszło, ale i postanowić poprawę w tym, co na razie było dla nas za trudne. I tak mamy szansę raz jeszcze spróbować, na wzór naszych pierwszych braci, uczynić całe nasze życie, a nie tylko grudniowe dni, adwentem. I wołać nieustannie: „Przyjdź, Panie Jezu!”.

Obrzędy wstępne i liturgia Słowa

Jestem przekonany, że adwent, jak Triduum Paschalne, pozwala nam wejść głębiej w tajemnicę sprawowania Eucharystii właśnie w jej wymiarze eschatologicznym. Z kolei żyjąc duchowością eucharystyczną, możemy stać się ludźmi adwentu, bo w liturgii Mszy Świętej niczym echo wybrzmiewa wołanie Kościoła: „Przyjdź!”.

Po kolekcie, która czasami również przypomina o ponownym przyjściu Pana Jezusa, następuje liturgia Słowa, zawsze odpowiadająca na pytanie, „co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Por. Łk 18,18). Słuchamy Słowa, by w tych czasach ostatecznych się nie pogubić, by poznawać Boga w Duchu i Prawdzie.

Już pierwszy moment Mszy Świętej, kiedy wykonujemy znak krzyża i słyszymy pozdrowienie: „Pan z wami!” lub bardziej rozbudowane: „Łaska i pokój od Tego, który jest, który był i który przychodzi niech będą z wami”, z jednej strony przypomina, że Bóg jest obecny w celebrującej wspólnocie, z drugiej jednak możemy zrozumieć te słowa w sposób eschatologiczny – Ten, który jest, przychodzi (por. Ap 1,4). Czasy ostateczne nie zaczną się jutro czy za tydzień, lecz trwają teraz. Dlatego też na początku celebracji stajemy w prawdzie, prosząc, by Bóg „doprowadził nas do życia wiecznego”.

Po kolekcie, która czasami również przypomina o ponownym przyjściu Pana Jezusa, następuje liturgia Słowa, zawsze odpowiadająca na pytanie, „co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Por. Łk 18,18). Słuchamy Słowa, by w tych czasach ostatecznych się nie pogubić, by poznawać Boga w Duchu i Prawdzie. Dlatego zdanie: „Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie” w ciągu roku liturgicznego powraca wiele razy, nie tylko w adwencie czy Wielkim Poście, ale praktycznie przez cały czas.

Podczas niedzielnej Mszy Świętej cały Kościół odmawia Credo, w którym wyznajemy, że wierzymy w Pana Jezusa, który „wstąpił do nieba, siedzi po prawicy Ojca (…) i powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”. A dalej każdy z nas wyznaje: „…i oczekuję (…) życia wiecznego w przyszłym świecie”. W taki sposób liturgia Słowa prowadzi nas w pełnię eschatologicznej celebracji, czyli do liturgii Eucharystycznej.

Liturgia Eucharystyczna i obrzędy zakończenia

Pierwszym, bardzo wymownym momentem liturgii Eucharystycznej, który uświadamia nam, że żyjemy w czasach ostatecznych, jest aklamacja Święty, święty, święty, która pochodzi z 4 rozdziału Apokalipsy św. Jana. Pieśń ta łączy nas – pielgrzymujących – ze świętymi w niebie, a także wyraża naszą tęsknotę za pełną jednością z nimi. Śpiewamy wszyscy Temu, który „przychodzi w imię Pańskie” (Por. Ps 118,26; Mt 21,9 wraz z Mt 23,39).

Potem następuje Modlitwa eucharystyczna, która już sama w sobie jest modlitwą eschatologiczną. Jako Kościół, przez posługę kapłana, prosimy Ducha, by posłany od Ojca swoją mocą uświęcił chleb i wino, aby się stały Ciałem i Krwią Pana. Eucharystia jako sakrament obecności z jednej strony pozwala nam realnie być z Chrystusem już tutaj, jednak wyraża również naszą tęsknotę za tym, by oglądać Boga twarzą w twarz (por. 1 J 3,2). Dlatego źródła do zrozumienia modlitwy, podczas której chleb i wino zostają przemienione, upatruje się m.in. w modlitwie arcykapłańskiej Jezusa (Por J 17), ponieważ po narracji ustanowienia następuje wielka modlitwa wstawiennicza, w której pośród różnych próśb wołamy o dobra w wymiarze eschatologicznym: „Daj nam udział w życiu wiecznym z Najświętszą Bogurodzicą” (II ME), „…abyśmy otrzymali dziedzictwo z Twoimi wybranymi” (III ME), „daj nam, swoim dzieciom, dziedzictwo życia wiecznego (…) w Twoim Królestwie” (IV ME). W końcu Modlitwa ta kończy się wielką doksologią, która powie, że cześć i chwała, które oddajemy Bogu, są „po wszystkie wieki wieków”.

Będąc na Eucharystii, spożywamy ofiarę, którą święty Anioł zaniósł na ołtarz w niebie przed oblicze Boga, a która, wracając na ziemski ołtarz, zsyła na nas obfite błogosławieństwo i łaskę (Por. I ME), co może w nas rozbudzić z jednej strony wdzięczność za to, co „już”, a z drugiej – tęsknotę za tym co „jeszcze nie”.

Obrzęd Komunii świętej rozpoczyna modlitwa Ojcze nasz, która w centrum stawia prośbę eschatologiczną: „Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja…”. A następnie prosimy w niej, byśmy na ten czas oczekiwania zostali zabezpieczeni w chleb powszedni i miłosierdzie. Zaraz po Modlitwie Pańskiej, w tzw. embolizmie, przez kapłana błagamy o pokój i miłosierdzie, byśmy „pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela”. Dalej, przed znakiem pokoju, zwracamy się z prośbą, by Bóg doprowadził Kościół do pełnej jedności. I oczywiście chodzi nam o jedność w doczesnej wspólnocie, ale przecież także o pełne zjednoczenie Kościoła pielgrzymującego, oczyszczającego się i uwielbionego.

Obrzęd łamania chleba, ukazanie przełamanej Hostii i przyjęcie Komunii świętej odsyłają nas ponownie do Apokalipsy, w której czytamy: „Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka!” (Ap 19,9). Gody Baranka są jednocześnie opisem eschatologicznym i eucharystycznym. Dlatego, będąc na Eucharystii, spożywamy ofiarę, którą święty Anioł zaniósł na ołtarz w niebie przed oblicze Boga, a która, wracając na ziemski ołtarz, zsyła na nas obfite błogosławieństwo i łaskę (Por. I ME), co może w nas rozbudzić z jednej strony wdzięczność za to, co „już”, a z drugiej – tęsknotę za tym co „jeszcze nie”.

Następnie obrzędy zakończenia, w których otrzymujemy błogosławieństwo na drogę, nie tylko są dla nas znakiem, że możemy już iść do domu, lecz uświadamiają nam, że jesteśmy posłani. A to posłanie ma również wymiar eschatologiczny, bo jeżeli spotkaliśmy Pana, to tęsknotę za pełnym z Nim zjednoczeniem możemy zanieść tam, gdzie idziemy – bo bliskie jest królestwo Boże.

* * *

Trudno jest w krótkim tekście opisać wszystkie miejsca, które odsyłają nas do ponownego przyjścia Pana. Jedynie o nich wspomniałem, byśmy, celebrując, sami ich szukali, a jeszcze wytrwalej szukali Tego, który jest, który był i który przychodzi. By nasze życie stało się adwentem, w którym wołamy z wiarą, nadzieją i miłością: „przyjdź Panie Jezu!”.


Zostań mecenasem Verbum! Ten projekt rozwinie się dzięki Twojemu wsparciu.